- Sędzia boczny tłumaczył, że nie ma karnego, a główny z nim się nie skonsultował. To są jakieś jaja. Okradają nas z jednej bramki. Przy wyniku 2:0 dla nas Tomasz Dawidowski położył się w polu karnym. Powinien otrzymać żółtą kartkę za symulowanie. Nie może tak być, że sędziowie ulegają presji kibiców i dlatego że Lechia gra u siebie darują jej karnego. Dla mnie jako młodego zawodnika jest to niepojęte. Sędziowie wypaczają wyniki spotkań i tym samym piłka traci na wartości - w mocnych słowach Gikiewicz skomentował pracę arbitra.
- Mam do siebie mimo wszystko lekkie pretensje o ten rzut karny, bo Kamil Grosicki podszedł do mnie przed tym strzałem i powiedział, żebym się rzucił w lewo, a niestety poszedłem w przeciwną stronę - dodał.
Mimo nie najlepszej dyspozycji sędziego, Jagiellonia ma finał na wyciągnięcie ręki. Żółto-czerwoni zasłużenie pokonali nadmorski zespół i są o krok od wyjazdu do Bydgoszczy. - Przywozimy z Gdańska wygraną 2:1 i jest to nasz sukces. Czujemy jednak niedosyt po tym naciąganym rzucie karnym. Zwycięstwo do zera sprawiłoby, że Lechia nie miałaby nic do powiedzenia przed rewanżem, a tak będziemy musieli się jeszcze napocić - stwierdził "Giki".
- Lechia nie miała nic do powiedzenia do momentu czerwonej kartki dla El Mehdiego. Byliśmy dużo lepszym zespołem, dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce, a schody zaczęły się dopiero kiedy graliśmy w dziesiątkę. Lechia oprócz tych dwóch rzutów karnych nie miała sytuacji. Gdyby Bruno pod koniec pierwszej połowy strzelił na 3:0, to byłoby po meczu. Wynik nie jest tak dobry, jak nasza gra. Musimy zrobić wszystko, aby Jagiellonia zagrała w Bydgoszczy - zakończył Gikiewicz.
Młody bramkarz Jagi, który do Białegostoku trafił z Wigier Suwałki, mimo puszczonego gola był jednym z bohaterów Jagiellonii. "Giki" w 70. minucie obronił rzut karny wykonywany przez Karola Piątka. Jest to trzeci strzał z "wapna" obroniony przez Gikiewicza w tym sezonie. W rundzie jesiennej Rafał "wyjął" jedenastki strzelane przez Mariusza Ujka (GKS Bełchatów) i Adriana Mrowca (Arka Gdynia).