Tradycyjnie, czyli bez zwycięstwa - relacja z meczu Śląsk Wrocław - PGE GKS Bełchatów

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W sobotę we Wrocławiu w meczu 25. kolejki ekstraklasy zabrakło tego, co kibice kochają najbardziej czyli goli. Piłkarzom Śląska Wrocław nie udało się po raz kolejny odnieść zwycięstwa. Wrocławianie są jedyną drużyną w ekstraklasie, która w tym roku jeszcze nie wygrała. W meczu z PGE GKS-em Bełchatów gospodarzom nie pomogło nawet to, że przez ponad 20 minut grali z przewagą jednego zawodnika.

W spotkaniu z PGE GKS-em Bełchatów szkoleniowiec Śląska Wrocław miał już do dyspozycji Tomasza Szewczuka i Vuka Sotirovica. Siła ofensywna wrocławian była więc poważniejsza, niż miało to miejsce w starciu z Wisłą Kraków. Mimo wszystko jednak zielono-biało-czerwonym nie udało się zdobyć gola. Od pierwszych minut w pojedynku z bełchatowianami zagrał Szewczuk - Sotirović na boisku pojawił się w 78. minucie.

Spotkanie mogło rozpocząć się po myśli gospodarzy. Już w 2. minucie Łukasz Madej dośrodkował z prawego skrzydła, na rogu pola pięciu metrów piłkę przyjął Piotr Ćwielong, uderzył z ostrego kąta, ale Łukasz Sapela popisał się refleksem. W odpowiedzi strzelali bełchatowianie - najpierw Grzegorz Kuświk, później Tomasz Wróbel.

Po ośmiu minutach gry tym razem GKS mógł wyjść na prowadzenie. Po wrzutce z lewego skrzydła piłka znalazła się pod nogami Patryka Rachwała, którego strzał zablokował obrońca, a dobitka poszybowała nad poprzeczką. Cztery minuty później ładnie, aczkolwiek niecelne z rzutu wolnego uderzał Sebastian Mila.

Zawodnicy z Wrocławia mieli inicjatywę, ale nie mogli zaskoczyć Sapeli. Goście szukali swojej szansy poprzez grę z kontrataku. Cenne minuty upływały, a wynik cały czas się nie zmieniał. W 28. minucie wszyscy widzieli już piłkę w siatce! Mila dorzucił świetną piłkę w obręb "piątki", a tam trącił ją Krzysztof Wołczek - minimalnie chybił. Parę minut później bełchatowianie powinni zdobyć gola, bo okazję do tego mieli bardzo dobrą. Mateusz Cetnarski po pięknym rajdzie wyszedł sam na sam z Marianem Kelemenem, ale zamiast strzelać podawał do nadbiegającego Janusza Gola. Tego uprzedził świetnie Mariusz Pawelec i skończyło się na strachu. Do końca pierwszej połowy obydwie drużyny miały jeszcze szansę na umieszczenie piłki w bramce przeciwnika, ale tych okazji nie potrafiły wykorzystać.

Piłkarze obu ekip jakby lekko przespali początek drugiej połowy. W 54. minucie z prawej strony w pole karne zagrał Kuświk, ale do jego podania nie doszedł Wróbel, a uderzenie Cetnarskiego poszybowało nad poprzeczką. Później brakowało już ładnych akcji zakończonych przede wszystkim celnymi strzałami. Wydawało się, że decydująca dla losów pojedynku okaże się 66. minuta. Wtedy to Jakub Tosik został ukarany drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką. Chwilę później trener Śląska na boisko wpuścił defensywnie usposobionego Antoniego Łukasiewicza, a szkoleniowiec gości - Rafal Ulatowski - napastnika Dawida Nowaka. I to właśnie Nowak miał piłkę meczową. Najpierw minął on Kelemena, ale z ostrego kąta i po nodze Piotra Celebana piłka trafiła w słupek, a potem w doskonałej sytuacji głową posłał futbolówkę nad poprzeczką. Chwilę po tej akcji na placu gry pojawił się Sotirović. Serb mógł zaliczyć prawdziwe wejście smoka! Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego znalazł się zupełnie sam w polu karnym, ale głową nie trafił w światło bramki. Napastnik Śląska miał w sobotnim spotkaniu jeszcze jedną okazję, ale jej także nie zdołał wykorzystać.

Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem, który nie zadowolił zapewne ani jednych, ani drugich. - Śląsk miał sytuacje ze stałych fragmentów gry, my mieliśmy dwie okazje. Wynik pozostał jednak bezbramkowy i myślę, że to jest dobra ocena całego meczu - podsumował Mateusz Cetnarski. Punkty bardziej potrzebne były wrocławianom, ale ci nie mogą się przełamać i w końcu wygrać. Teraz przed zielono-biało-czerwonymi dwa ciężkie spotkania - najpierw derby z KGHM Zagłębiem Lubin, a potem potyczka z Lechem Poznań. O zwycięstwo będzie więc trudno.

- Pokazaliśmy, że na piątym miejscu jesteśmy zasłużenie, a nie przypadkowo - zaznaczył na pomeczowej konferencji prasowej Rafał Ulatowski, szkoleniowiec bełchatowian.

Śląsk Wrocław - PGE GKS Bełchatów 0:0

Składy:

Śląsk Wrocław: Kelemen - Socha, Pawelec, Celeban, Wołczek, Madej, Sztylka (67' Łukasiewicz), Dudek (78' Sotirovic), Mila, Ćwielong, Szewczuk.

PGE GKS Bełchatów: Sapela – Tosik, Pietrasiak, Drzymont, Popek, Wróbel (71' Nowak), Gol, Rachwał, Małkowski, Cetnarski (76' Janus), Kuświk (63' Korzym).

Żółte kartki: Tosik, Drzymont (PGE GKS).

Czerwona kartka: Tosik / 66' - za drugą żółtą kartkę/ (PGE GKS).

Sędzia: Adam Lyczmański (Bydgoszcz).

Widzów: 5000.

Ocena meczu: 3,5 - Ocena byłaby wyższa, gdyby w tym spotkaniu padły bramki. Piłkarzom obydwu ekip zabrakło skuteczności.

Źródło artykułu: