Górnik uczcił bohaterów sprzed 40 lat

Przed 40 laty Górnik Zabrze dotarł do finału Pucharów Zdobywców Pucharów, co jest po dzień dzisiejszy największym sukcesem w historii polskiej piłki klubowej. W sobotę, po upływie czterech dekad od wspaniałego sukcesu górniczej drużyny, bohaterowie tego wydarzenia znów zagościli przy Roosevelta, gdzie uczcili ich działacze Górnika, prezes PZPN i kibice Trójkolorowych, którzy w zdecydowanej większości o tym fakcie wiedzą z przekazów starszego pokolenia.

Ten kto w sobotni wieczór zdecydował się na to, by wybrać się na stadion im. Ernesta Pohla, z pewnością nie pożałował swojej decyzji. Jak za starych wspaniałych czasów na murawie zabrzańskiego stadionu stanęli bowiem najlepsi zawodnicy w historii Górnika, którzy z tym klubem sięgali po najwyższe laury w Polsce i Europie. Wśród nich byli m. in. najlepszy bramkarz w historii Górnika, Hubert Kostka, "człowiek z kamienia" Jerzy Gorgoń, ulubieniec zabrzańskiej publiczności Zygfryd Szołtysik i żywa legenda drużyny 14-krotnych mistrzów Polski, Stanisław Oślizło, związany z Górnikiem już od ponad pół wieku. Nie zabrakło także innych bohaterów górniczej drużyny, jak: Jan Banaś, Władysław Szaryński, Erwin Wilczek czy Jan Gomola.

Imprezę poprowadził znany radiowy komentator Andrzej Zydorowicz, który za czasów wielkiego Górnika rozpoczynał swoją dziennikarską przygodę. - Mecz Górnika z Glasgow Rangers w drugiej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów był dla mnie zagranicznym debiutem. Nigdy nie zapomnę szacunku, z jakim odnosili się do mnie mieszkańcy Glasgow po zwycięstwie zabrzan nad Rangersami 3:1. Na ulice wyległa wtedy polonia w barwach Górnika i fetowała zwycięstwo oraz awans. Wcześniej byłoby to nie do pomyślenia - powiedział w rozmowie z naszym portalem legendarny komentator. W trakcie imprezy głos zabrali także prezes Górnika, Łukasz Mazur i szef Polskiego Związku Piłki Nożnej, Grzegorz Lato.

- Kiedy panowie prowadzili Górnika do finału Pucharów Zdobywców Pucharów, o mnie jeszcze nawet nie ćwierkały ptaszki. Dzisiaj mogę jednak powiedzieć z całym przekonaniem, że dzięki wam jestem kibicem Górnika - powiedział sternik zabrzańskiego klubu. Później głos zabrał prezes piłkarskiej centrali, który każdego z legendarnych zawodników odznaczył okazjonalnym medalem. - Staję dzisiaj wobec was, drodzy koledzy, mając w pamięci wasze świetne występy. Miałem wtedy niewiele ponad 10 lat i pamiętam, że marzyłem, by grać kiedyś tak jak Szołtysik czy Lubański. Moje marzenie się spełniło, ale tylko w połowie. Zawsze marzyłem bowiem o tym, żeby zagrać w Górniku Zabrze, ale niestety nie było mi to dane - zdradził Lato.

- Dzisiaj żyjemy w nieco innej rzeczywistości. Polskiej piłce daleko do dawnej świetności, a Górnik gra w pierwszej lidze. Jestem jednak przekonany i z całego serca temu klubowi życzę, żeby już w przyszłym sezonie powrócił w szeregi drużyn ekstraklasy, bo tam jest jego miejsce - przekonywał prezes PZPN. Piłkarska Europa zapamiętała Górnika w głównej mierze za sprawą heroicznego boju z AS Romą. Zabrzanie w starciu z drużyną ze stolicy Włoch pokazali niesamowity charakter i wolę walki, czym przeciwstawili się włoskiej finezji, ostatecznie awansując do finału. Jak jednak zdradził jeden z bohaterów batalii sprzed 40 lat, po meczu w Chorzowie zawodnicy Górnika schodzili z boiska załamani.

- W Rzymie padł remis 1:1, a mecz na Stadionie Śląskim zakończył się wynikiem 2:2. Schodziliśmy do szatni załamani, bo byliśmy przekonani, że przez różnicę bramek na wyjeździe odpadliśmy i to Roma przechodzi dalej. Siedzieliśmy w milczeniu i płakaliśmy, a wtedy do szatni wpadł uszczęśliwiony Stasiu Oślizło i powiedział nam, że jeszcze nic straconego, bo czeka nas trzeci mecz na neutralnym terenie. Nie mogłem w to uwierzyć - wspomina ze śmiechem Jerzy Gorgoń. - Wszyscy byliśmy przekonani, że po bramce Włodka Lubańskiego na 2:1 jesteśmy już w finale. Niestety w ostatnich sekundach meczu Roma doprowadziła do wyrównania i w naszym przekonaniu to Włosi awansowali dalej. Ja sam dowiedziałem się o tym, że będziemy rozgrywać trzeci mecz od... dziennikarza - dodał z rozbawieniem w głosie Oślizło.

Starcie w Strasburgu było kolejnym piłkarskim spektaklem, który zakończył się nierozstrzygniętym wynikiem. O tym, która drużyna zmierzy się w finale z Manchesterem City, zadecydować miał ślepy los. - Chłopcy różnie zareagowali. Ci ze słabszymi nerwami zeszli do szatni i tam czekali na wynik losowania. Kiedy sędzia kazał mi wybrać którąś ze stron żetonu, postawiłem na zieloną, bo to kolor nadziei. Kiedy zobaczyłem na murawie, że żeton odwrócił się w moją stronę, wystrzeliłem z radości w górę. To było coś niesamowitego. W dalszym ciągu uważam, że to mój najlepszy życiowy wybór - przekonywał 71-letni dziś Oślizło. - Muszę przyznać, że sprawiedliwości stało się zadość, bo w perspektywie trzech spotkań byliśmy drużyną lepszą od Romy. Włosi mieli dużo szczęścia, doprowadzając kilka razy do wyrównania. Nie do przecenienia był też udział sędziego, który chyba był... Włochem, bo popełnił kilka poważnych błędów na korzyść Romy - zauważył Erwin Wilczek.

Po wyeliminowaniu rzymian, w finale na Górnika czekał Manchester City. Anglicy nie należeli wówczas do ścisłej czołówki drużyn europejskich, przez co to w zabrzanach eksperci upatrywali pretendenta do końcowego triumfu. - Manchester nie był drużyną lepszą od Romy czy Lewskiego, z którymi potykaliśmy się wcześniej. Mogę powiedzieć dzisiaj, że w normalnych warunkach z pewnością ten mecz byśmy wygrali. Niestety ulewny deszcz i defensywna taktyka trenera Matyjasa przekreśliły nasze szanse na końcowy triumf - wyjaśnił Oślizło. - Trener ustawił nas bardzo defensywnie, a Górnik wtedy nie potrafił tak grać. Mieliśmy ogromne możliwości ofensywne i kiedy w drugiej połowie zagraliśmy stałą taktyką, udało mi się trafić do siatki. Niestety do przerwy Anglicy zdobyli dwie bramki i przegraliśmy to spotkanie - dodał kapitan mistrzowskiej drużyny Górnika.

Na osłodę zawodnicy The Citizens pozwolili graczom śląskiej jedenastki skosztować szampana z Pucharu Zdobywców Pucharów. - Nigdy wcześniej i nigdy później nie piłem tak gorzkiego szampana. Może jego smak był w rzeczywistości normalny, ale mocno zakwasiła go nam gorycz porażki - powiedział Oślizło. W Zabrzu w sobotę pojawili się także legendarni zawodnicy Man City, Anthony Book i Mike Summerby. - Górnik miał wtedy wspaniałą drużynę, której bała się cała piłkarska Europa. Nam przyszło się z nimi zmierzyć w finale europejskiego pucharu i muszę przyznać, że gdyby nie nagłe załamanie pogody, wynik mógłby być zupełnie inny. Doceniliśmy klasę rywala, bo wiedzieliśmy jak wielką siłę w ofensywie ma Górnik. To nadal wspaniały klub i życzę mu wielu, wielu sukcesów - powiedział Summerby.

- Niedosyt pozostał po dzień dzisiejszy i to wcale nie dziwi. W opinii wielu to nam należało się zwycięstwo w tej edycji rozgrywek o Puchar Zdobywców Pucharów. Szkoda, że los nam nie sprzyjał. Do szczęścia zabrakło trochę odpoczynku i naszych kibiców. Po trzecim meczu z Romą, w Zabrzu byliśmy zaledwie dwa dni i już musieliśmy lecieć do Austrii na finałowe spotkanie. Przykre było też to, że na trybunach ogromnego Prateru zasiadło tylko 3-4 tysiące kibiców. Z Polski pojechało za nami ledwie kilka autokarów - z żonami i działaczami. Gdybyśmy mieli pod tymi dwoma względami większy komfort, kto wie jakby zakończył się mecz - stwierdził Stanisław Oślizło.

Komentarze (0)