Po prostu ręce opadają - wypowiedzi trenerów po meczu Piast Gliwice - Wisła Kraków

Szkoleniowiec Piasta Gliwice, Ryszard Wieczorek po wysokiej porażce z Wisłą Kraków miał uzasadnione pretensje do pracy arbitrów. Dwie bramki dla Białej Gwiazdy padły bowiem ze spalonego. - Moi piłkarze siedzą teraz w szatni i płaczą - mówił trener.

Henryk Kasperczak (Wisła Kraków): Od początku spotkania przejęliśmy inicjatywę i strzeliliśmy bramkę. Po niej spuściliśmy jednak z tonu. Cudownego gola zdobył Mariusz Muszalik i przypomniał mi się okres, gdy byłem trenerem Górnika Zabrze. Wtedy ten sam zawodnik Piasta zdobył równie piękną bramkę. Chciałoby się często oglądać takie występy Wisły, jak w drugiej odsłonie. Widziałem zespół, który grał swobodnie, szybko, zdecydowanie oraz skutecznie. Trzeba się cieszyć, choć droga do mistrzostwa jest daleka. W piątek czeka nas kolejne spotkanie i myślę, że pokażemy się z dobrej strony. Przed meczem z gliwiczanami mieliśmy spore problemy kadrowe. Cudem była kontuzja Piotra Brożka, oraz Arkadiusza Głowackiego, chociaż w tym drugim przypadku nastąpiło "cudowne uzdrowienie". Jestem zadowolony z wyniku, choć przy stanie 1:1 mogło być różnie.

Ryszard Wieczorek (Piast Gliwice): Nie mam zamiaru oceniać naszej gry czy taktyki. Jak można walczyć i mówić o meczu, kiedy dwie bramki dla rywala padają ze spalonego. Po prostu ręce opadają. Sędzia, który biegał blisko mnie (red. Marcin Borkowski) popełniał już błędy w starciu z Polonią Warszawa. Wtedy też był spalony i gola uznano. Z Koroną strzeliliśmy bramkę poprawnie, a nam jej nie zaliczono. To wszystko jest bardzo niebezpieczne. Można powiedzieć, że szkoda zdrowia moich piłkarzy. Takiemu zespołowi jak Wisła nie trzeba pomagać.Żal mi paru chłopaków, którzy siedzą teraz w szatni i płaczą, bo im bardzo zależy na tej drużynie. Ja w nich wierzę i się nie poddamy. W następnych meczach musimy punktować i liczę, że nam w tym nikt nie będzie przeszkadzał. Można się pomylić raz, ale dwa?

Komentarze (0)