Najmniejszy przeskoczył olbrzymów - relacja z meczu Ruch Chorzów - Legia Warszawa

Jesienią Ruch przegrał wszystkie pojedynki z zespołami z czołówki ekstraklasy. Zimą Niebiescy zapowiadali, że w następnej rundzie już punktów tak często tracić nie będą. I słowa dotrzymali. Po Bełchatowie przekonała się o tym warszawska Legia.

Michał Piegza
Michał Piegza

Legia Warszawa ma jednych z najwyższych obrońców w Polsce. W sobotnim spotkaniu w Chorzowie Ruch zagrał jednym i to filigranowym napastnikiem, który został bohaterem Cichej. Tuż po wznowieniu gry, po dokładnym dośrodkowaniu z prawej strony Michała Pulkowskiego pięknym strzałem głową akcję wykończył Arkadiusz Piech. Napastnik Niebieskich, mierzący 171 centymetrów, okazał się sprytniejszy od rosłych stoperów gości i ładnym strzałem umieścił futbolówkę w siatce. Warto dodać, że już w pierwszej połowie zawodnik strzelał głową, ale wtedy Jan Mucha pewnie złapał piłkę.

Bramka zdobyta na początku drugiej połowy ustawiła mecz, który w pierwszej połowie przypominał partię szachów. - Wietrząc szansę zbliżenia się do Wisły zespoły badały się - przyznał opiekun Wojskowych Stefan Białas. W premierowej odsłonie było dużo biegania i walki, ale strzałów niewiele. Wyjątkiem było wspomniane wcześniej uderzenie Piecha i solowa akcja Pulkowskiego po stronie Ruchu oraz próba zaskoczenia Krzysztofa Pilarza przez aktywnego tylko w pierwszych trzydziestu minutach Miroslava Radovicia.

W drugiej połowie meczu, po objęciu prowadzenia przez gospodarzy, Legia w końcu zaczęła biegać i stwarzać sobie okazje. A że Niebiescy nie chcieli być gorsi, to przy Cichej mogliśmy oglądać wymianę ciosów. Ruch zadowolony z prowadzenia mógł nastawić się na kontry, a Waldemar Fornalik co kilkanaście minut wpuszczał świeżych i niezwykle szybkich zawodników. Na placu gry pojawiali się kolejno Artur Sobiech, Damian Świerblewski, a następnie po długiej nieobecności Andrzej Niedzielan. Można założyć, że każdy kolejny z wchodzących jest szybszy od poprzednika w sprincie na sto metrów.

Również Stefan Białas nie czekał na cud, tylko wymieniał zmęczone ogniwa swojego zespołu. Legia przeważała, ale Ruch miał w bramce fenomenalnego Pilarza. Golkiper chorzowian wybronił m.in. uderzenie z rzutu wolnego Tomasza Kiełbowicza w 56 minucie. Trzynaście minut później obronił strzał z woleja Macieja Iwańskiego oraz dobitkę Bartłomieja Grzelaka. A na czternaście minut przed końcem znakomicie sparował uderzenie nożycami Sebastiana Szałachowskiego. Ruch w drugiej połowie często zapędzał się pod bramkę Muchy, ale w stuprocentowej sytuacji znalazł się tylko Sobiech. Napastnik Niebieskich przegrał jednak w sytuacji sam na sam ze Słowakiem.

W końcowych minutach pod bramkę Ruchu zawędrował nawet Mucha, ale czujna defensywa chorzowian nie dała się zaskoczyć.

Po wygranej nad Legią Niebiescy przeskoczyli warszawian w tabeli. Aktualnie do prowadzącej Wisły chorzowianie tracą cztery punkty.


Ruch Chorzów - Legia Warszawa 1:0 (0:0)
1:0 - Piech 46'

Składy:

Ruch Chorzów:
Pilarz - Nykiel, Stawarczyk, Sadlok, Jakubowski - Grzyb (74' Świerblewski), Baran, Straka, Pulkowski, Janoszka (85' Niedzielan) - Piech (60' Sobiech).

Legia Warszawa: Mucha - Szala, Astiz, Choto (43' Kumbev), Wawrzyniak - Radović (62' Szałachowski), Jarzębowski (67' Rybus), Iwański, Kiełbowicz - Mięciel, Grzelak.

Żółta kartka: Kumbev (Legia).

Sędzia: Tomasz Mikulski.

Widzów: 10 000.

Ocena meczu: 5,0. Wprawdzie w pierwszej połowie zbyt dużo było szachów, ale oceny spotkania to nie obniża. Druga odsłona zrekompensowała wszystkie małe niedogodności sprzed przerwy. Strzały, parady, groźne akcje oraz fantastyczny doping z obu stron. Czego chcieć więcej?

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×