Echa meczu Wisła - KSZO: Rozczarowani kibice w Płocku, KSZO bez strzelb na Flotę

Cztery błędy, z czego trzy bramki dla KSZO - tak podsumował spotkanie Jan Złomańczuk - trener Wisły. Jeśli do tego dodać niespodziewaną porażkę szczypiornistów tego klubu w półfinałach Ekstraklasy mężczyzn, należy współczuć płockim kibicom, bowiem ostatni tydzień był dla nich bezlitosny.

Magiczna granica

Ponad rok czekali ostrowieccy kibice na mecz, w którym ich pupile zdobędą więcej niż dwie bramki. Ostatni raz pomarańczowo-czarni dokonali tego wyczynu 11 kwietnia 2009 roku w meczu II ligi, kiedy to w Ostrowcu Świętokrzyskim pokonali Sokół Aleksandrów Łódzki 4:0. Jeśli zaś chodzi o efektowne zwycięstwo na wyjeździe, kibice sięgać pamięcią musieli aż do 19 października 2008 roku, kiedy podobnie jak w spotkaniu z Wisłą Płock, 3:1 pokonali Jezioraka w Iławie.

Napastnicy w mniejszości

W perspektywie kolejnego spotkania, jakie przyjdzie podopiecznym Czesława Jakołcewicza rozegrać już w najbliższą niedzielę w Świnoujściu, kluczowymi okazały się 37 i 90 minuta potyczki z Wisłą Płock. Już w pierwszej połowie boisko musiał opuścić Krystian Kanarski, który z powodu kontuzji mięśni brzucha nie był w stanie kontynuować gry.

- Pierwszy ból poczułem już na rozgrzewce, ale myślałem, że to rozbiegam i wszystko będzie w porządku. Niestety, tak nie było. W 37 minucie musiałem opuścić murawę, na szczęście prowadziliśmy wtedy 3:1 i koledzy utrzymali ten korzystny wynik do końca spotkania - przyznał po meczu napastnik KSZO.

Występ wychowanka KSZO w meczu z Flotą jest w zasadzie wykluczony. Podobnie jak w przypadku Marcina Folca, jednak w tym wypadku zawodnik nie zagra z powodu czwartej żółtej kartki, jaką ujrzał w ostatniej minucie gry w Płocku.

Zawiedzeni kibice w Płocku

Ciężkie czasy nastały w Płocku dla kibiców sportu. W kuluarach stadionu im. Kazimierza Górskiego nie milkły echa porażki szczypiornistów, którzy w półfinałach przegrali 2:3 z MMTS Kwidzyn. Budowany za duże pieniądze zespół nie sprostał stawianemu zadaniu i niechlubnie zapisał się na łamach płockiej historii sportu. Taka sytuacja miała zapewne pośrednio wpływ na frekwencje kibiców na spotkaniu I ligi piłki nożnej. Po meczu dziennikarze podkreślali, że była to najmniejsza liczba osób, jaka do tej pory oglądała mecze w trwającym sezonie. W Płocku wszyscy jednak liczą, że limit pecha został już wykorzystany i spadek nie wchodzi w rachubę. Póki co tabela nie potwierdza jednak tej tezy, bowiem płocczanie mają zaledwie jeden punkt przewagi nad strefą spadkową.

Komentarze (0)