Tomasz Rząsa: Z Serbami zawsze grało nam się dobrze

Środowy mecz z reprezentacją Polski będzie dla Serbów ostatnim testem przed wylotem do RPA, gdzie 13 czerwca meczem z Ghaną rozpocznie swój udział w mistrzostwach świata. - Mogę powiedzieć z własnego doświadczenia, że grając z Serbami nam Polakom zawsze grało się dobrze. Jakoś ten przeciwnik nam "leżał". Mimo że umiejętności piłkarskie mają olbrzymie, zawsze potrafiliśmy sobie z nimi poradzić - mówi dla SportoweFakty.pl były reprezentant Polski, a dziś dyrektor sportowy Cracovii, Tomasz Rząsa.

Maciej Kmita
Maciej Kmita

Słowa wychowanka Pasów znajdują potwierdzenie w statystyce. Na pięć spotkań z reprezentacją Serbii powstałą po rozpadzie Jugosławii, który miał miejsce w latach 1991-92, Polska wygrała trzy razy i dwukrotnie zremisowała.

Rząsa w sezonie 2003/2004 był podstawowym graczem Partizanu Belgrad, z którym występował w Lidze Mistrzów. Z reprezentantami Serbii spotykał się także w czasie gry w holenderskiej Eredivisie i austriackiej Bundeslidze. - Drużyna Serbii dysponuje bardzo mocnym i wyrównanym składem. Oprócz tego, że ci piłkarze grają w najlepszych klubach Europy, to do tego - tak przynajmniej przedstawiają mi to moi serbscy koledzy - tworzą kolektyw. Dodatkowo są u progu wielkiego turnieju, więc są przygotowani. Polacy są głównie na etapie roztrenowania i urlopów. To może być dla nas ciężka konfrontacja - analizuje Rząsa.

Podopieczni Radomira Anticia przed kilkoma dniami doznali niespodziewanej porażki w towarzyskim meczu z Nową Zelandią. Czy według Rząsy w czasie z meczu z Polską Serbowie będą chcieli zmazać tą plamę, czy raczej będą już myślami przy mundialu? - Ameryki nie odkryję, jeśli powiem, że każdy z Serbów będzie w podświadomości miał myśl, że przed nimi wielki turniej i szansa na pokazanie się, zaistnienie i być może wywalczenia nowych kontraktów. Myślę, że jednocześnie jest to ich ostatnia próba przed mistrzostwami i co za tym idzie, będą chcieli zaprezentować się z najlepszej strony po tej porażce z Nową Zelandią.

Tomasz Rząsa ma za sobą udział w mistrzostwach świata, które rozgrywane były w 2002 roku w Korei Południowej i Japonii. Niemal do ostatniej chwili był także zawodnikiem kadry, która szykowała się na mundial w 2006 roku. Grał również w Holandii i Austrii, kiedy kraje te przygotowywały się do roli gospodarza mistrzostw Europy. Kiedy więc jego zdaniem powinna zakończyć się selekcja do drużyny narodowej i jak ocenia zawodników, którym ostatnio szansę dał Franciszek Smuda? - Mierzejewski zasłużył jak najbardziej na powołanie. Bardzo fajnie występował na wiosnę. 25-26 lat, to dopiero początek tego najlepszego wieku dla piłkarza. To wiek, w którym piłkarz może zaoferować najwięcej. Jest u szczytu możliwości fizycznych i oprócz tego ma już bagaż doświadczeń piłkarskich. Wystarczy spojrzeć na finał Ligi Mistrzów, w jakim wieku piłkarze tam grali - komentuje Rząsa i dodaje: - Selekcjoner musi sprawdzać zawodników i po to są te mecze. Oprócz tego, że trener dużo jeździ i ogląda, a wiemy, że to robi, najlepiej jest - mówiąc po piłkarsku - "dotknąć" tego piłkarza, mieć go u siebie na zgrupowaniu, żeby móc zobaczyć, jak prezentuje się w treningu i życiu codziennym, a później na meczu. Nie wszyscy przecież zawodnicy, którzy błyszczą w lidze, sprawdzają się w reprezentacji. Więc trener powinien i nawet jest zmuszony do tego, by zwrócić uwagę na tych zawodników, którzy wyróżniają się w lidze. Im bliżej turnieju, tym bagaż doświadczeń trenera będzie większy. Będzie mógł zawęzić kadrę i odznaczać sobie zawodników, na których stawia. Umówmy się - tych zawodników nie będzie aż tak wielu. W miarę zbliżania się mistrzostw Europy ta kadra będzie topnieć.

Rząsa jest zadowolony z listy sparingpartnerów, których udało się zakontraktować Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej. Polacy do mistrzostw na własnych stadionach będą przygotowywać się, grając z drużynami z czołówki rankingu FIFA. - Bardzo mnie to cieszy i zarazem zaskakuje, że udało nam się zdobyć takich sparingpartnerów. Na przykład w Austrii, gdzie grałem na sam koniec kariery przed mistrzostwami Europy był to ogromny problem dla reprezentacji Austrii. Przez dwa lata przed EURO spotykali się z drużynami nie ze światowej czołówki i ciężko im było określić, czy ci zawodnicy są tymi, na których powinno się postawić w turnieju i jaka jest rzeczywista forma drużyny. W pojedynkach ze słabszymi też często zdarzały się wpadki, które nie wpływały korzystnie na atmosferę wokół reprezentacji. Dopiero tuż przed turniejem zmierzyli się z Niemcami oraz Holendrami i pokazali swoje oblicze. Dobrze wyglądali, ale brakowało im tych pojedynków z najlepszymi. Bardzo fajnie, że mamy za przeciwników takie potęgi, jak Hiszpania i Holandia. Trzeba to zapisać na pewno in plus - puentuje 36-krotny reprezentant Polski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×