Górnik wywalczył awans do ekstraklasy w pełni zasłużenie, zdobywając drugą co do ilości liczbę punktów w pierwszej lidze. Gra zabrzan pozostawiała jednak wiele do życzenia. Po fatalnej jesieni wielu sceptyków zapowiadało, że marzenia o awansie śląska drużyna powinna przełożyć na przyszły rok. Drużyna z Roosevelta na wiosnę pokazała jednak charakter i nie tylko odrobiła cztery punkty straty do miejsca premiowanego awansem, ale w bezpośrednich meczach udowodniła wyższość nad rywalami do walki o ekstraklasę.
Sześć zwycięstw i remis w siedmiu meczach musi robić wrażenie i tak naprawdę ta wiosenna passa zaważyła o tym, że Górnik może się cieszyć z powrotu na ligowej elity. W końcówce sezonu zabrzanie bowiem znowu zawiedli, w trzech meczach zdobywając zaledwie trzy punkty. Najpierw przyszła porażka w "meczu o ekstraklasę" z Wartą Poznań. Trzy punkty zdobyte w starciu z będącymi wówczas w dołku poznaniakami zapewniłyby zabrzanom awans na dwie kolejki przed końcem sezonu. Niestety górnicy nie zdzierżyli presji, jaką sami wokół siebie stworzyli i przegrali na własnym stadionie z Wartą, co sprawiło, że za wszelką cenę musieli szukać punktów w Ząbkach.
Co prawda na Mazowszu Górnik wygrał, ale uczynił to w słabym stylu, zdobywając bramkę po jedynym celnym strzale na bramkę Dolcanu w całym meczu. Ekstraklasa została jednak przypieczętowana, a swoją prawdziwą wartość zabrzańska drużyna miała pokazać w starciu o prestiż z Widzewem Łódź. I znowu plama. Jeśli w najwyższej klasie rozgrywkowej górnicy zaprezentują taki styl jak w spotkaniu z łodzianami, którzy przewyższali ich o co najmniej klasę, znów czeka ich rozpaczliwa walka o ligowy byt.
Co zaważyło o tym, że górnicza jedenastka z Łodzi wyjechała nie z punktami, a bagażem trzech bramek? - Widzew zapewnił sobie awans dużo wcześniej od nas. My natomiast walczyliśmy do samego końca o powrót do ekstraklasy i postawiliśmy kropkę nad "i" dopiero w przedostatniej kolejce. Kosztowało nas to sporo wysiłku i stąd w meczu z Widzewem nie byliśmy w najlepszej dyspozycji - mówił po końcowym gwizdku sędziego kapitan Górnika, Adam Banaś.
Patrząc jednak na boiskowe wydarzenia nie da się nie ulec wrażeniu, że zabrzanie mecz z Widzewem po prostu odpuścili. - Nie wiem jak inni chłopacy, ale ja w tym meczu zagrałem na sto procent. Nie chciałbym oceniać gry kolegów z drużyny. Najważniejsze jest to, że awansowaliśmy i z tego należy się cieszyć - powiedział napastnik beniaminka ekstraklasy, Tomasz Zahorski, który rzeczywiście był jednym z nielicznych zawodników Trójkolorowych, który na boisku robił coś więcej niż tylko wiatr.
Mowa oczywiście o zawodnikach z pola, bo aż strach pomyśleć co byłoby gdyby słabszy dzień miał w sobotę doskonale dysponowany Sebastian Nowak, który wybronił Górnikowi co najmniej trzy "setki". - Zrobiłem tylko to, co do mnie należało - powiedział skromnie rosły golkiper jedenastki z Górnego Śląska, który wespół z Zahorskim powinien być wzorem dla większości kolegów z boiska.
- Zwycięstwo w takim meczu trzeba wybiegać, wywalczyć. My właśnie to zrobiliśmy i dlatego możemy cieszyć się z trzech punktów - powiedział pomocnik Widzewa, Piotr Kuklis. Górnik z kolei rozegrał mecz "na stojąco" często tylko biernie asystując szarżującym na zabrzańską bramkę zawodnikom gospodarzy. Jeśli taki obraz powtórzy się w ekstraklasie zabrzanie znów za rok będą musieli witać się z jej zapleczem. Takiej opcji nikt przy Roosevelta nie bierze jednak pod uwagę. Drużyna ma być solidnie wzmocniona, a trener Adam Nawałka zapewnia, że wie co należy poprawić.