Dość niespodziewanie zdecydowanie lepiej rozpoczęli ten mecz Egipcjanie, którzy szybko zepchnęli Nieposkromione Lwy do głębokiej defensywy. Już w 3. minucie kameruński golkiper, Idriss Carlos Kameni musiał interweniować po mocnym strzale z dystansu Mohameda Shawky. Tym razem wyszedł obronną ręką, lecz po upływie niemal kwadransa skapitulował. We własnym polu karnym bardzo nieodpowiedzialnie zachował się Andre Bikey, który zagrał piłkę ręką, zmuszając arbitra do podyktowania rzutu karnego. Jedenastkę pewnie, choć na raty wykorzystał Hosny Abd Rabou, który zmuszony był powtarzać strzał, bowiem w pierwszej próbie zatrzymał się tuż przed piłką, a takie zachowanie jest niedozwolone. Przy drugim podejściu uderzenie było jednak bardzo pewne i zmylony Kameni musiał sięgnąć po futbolówkę do siatki.
To nie był koniec wstrząsu dla ekipy Otto Pfistera. Już po trzech minutach Kameruńczycy zostali w dziecinny sposób skontrowani. Po dwójkowej akcji Emada Motaba z Mohamedem Zidanem, ten drugi znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i pokonał go płaskim strzałem po ziemi.
Szybko stracone gole fatalnie wpłynęły na psychikę Nieposkromionych Lwów, które już do końca pierwszej połowy nie potrafiły znaleźć sposobu na stworzenie zagrożenia pod bramką rywala. Jakby tego było mało, tuż przed gwizdkiem na przerwę Faraonowie wyprowadzili jeszcze jeden nokautujący cios. Błąd w tej sytuacji popełnił kameruński obrońca, Rigobert Song, który zbyt krótko wybił piłkę z własnego pola karnego, w efekcie Zidan miał bardzo dobrą pozycję do oddania strzału z dystansu. Przymierzył fantastycznie, lokując piłkę w samym okienku bramki Kameniego.
Po przerwie zespół Otto Pfistera zagrał już nieco lepiej, ale strata okazała się zbyt duża, by mógł pokusić się o korzystny wynik. W 51. minucie Kameruńczycy uzyskali trafienie honorowe za sprawą Samuela Eto'o, który trafił do siatki strzałem głową z najbliższej odległości.
To nie był jednak koniec emocji, bowiem na kilka minut przed końcem meczu Faraonowie w kapitalny sposób podwyższyli prowadzenie. Swojego drugiego gola zdobył Hosny Abd Rabou. Tym razem nie egzekwował jednak rzutu karnego, lecz oddał świetny strzał z dystansu. Piłka leciała dość płasko i w krótki róg, lecz z tak dużą szybkością, że Kameni nie mógł jej sięgnąć.
Egipcjanie nie odnieśli jednak trzybramkowego zwycięstwa, bowiem w doliczonym czasie gry sędzia podyktował rzut karny, który sprokurował Mohamed Fathallah. Jedenastkę zamienił na gola Eto'o, choć trzeba przyznać, że miał w tej sytuacji sporo szczęścia, gdyż Essam El Hadary wyczuł jego intencje i był bliski obrony.
Mecz zakończył się zatem wynikiem 4:2 dla Faraonów. Taki rezultat jest sporą niespodzianką, gdyż więcej znanych piłkarzy występuje w ekipie Otto Pfistera. Indywidualności nie spełniły jednak pokładanych w nich nadziei. Nieposkromione Lwy nie stanowiły w tym meczu kolektywu, a jeśli dodać do tego proste błędy w defensywie, osiągnięcie choćby remisu stało się niemożliwe.
Egipt - Kamerun 4:2 (3:0)
1:0 - Hosny Abd Rabou (k.) 14'
2:0 - Mohamed Zidan 17'
3:0 - Mohamed Zidan 45+1'
3:1 - Samuel Eto'o 51'
4:1 - Hosny Abd Rabou 82'
4:2 - Samuel Eto'o (k.) 90+3'
Składy:
Egipt: Essam Al Hadari - Mahmoud Fathallah, Hani Said, Sayed Moawad (90' Shady Mohamed), Wael Gomaa, Hosny Abd Rabou, Mohamed Shawky, Ahmed Fathi, Mohamed Zidan (69' Ahmed Al Mohamadi), Emad Moteab, Amr Zaki (60' Mohamed Aboutrika).
Kamerun: Idriss Carlos Kameni - Rigobert Song, Timothee Atouba, Andre Bikey, Geremi, Jean Makoun (38' Gilles Binya), Landry N'guemo (46' Achille Emana), Joel Epalle, Stephane M'bia (46' Alexandre Song), Samuel Eto'o, Mohamadou Idrissou.
Żółte kartki: Hany Said, Sayed Moawad, Mohamed Fathallah (Egipt) oraz Gilles Binya (Kamerun).
Sędzia: Modou Sowe (Gambia).
Widzów: 42 000.