Anna Soboń: Przez te trzy lata w barwach KSZO spędziłeś na murawie w meczach ligowych 8193 minuty. To prawie 6 dni gry non-stop.
Łukasz Matuszczyk: Poważnie? Trochę się tego uzbierało. Początki były na pewno ciężkie jak tu przyszedłem. Ale dość szybko wkomponowałem się w zespół. Te trzy lata naprawdę szybko zleciały. To jest chyba taki optymalny czas dla piłkarza. Wszyscy mówią, że po trzech latach trzeba już coś pozmieniać, otoczenie. W sumie to przez ten okres, cały czas coś się działo: jak nie w lidze, to w klubie. Na pewno nie można było narzekać na nudę.
Przyszedłeś do klubu III-ligowego, odchodzisz z I-ligowego. W międzyczasie były zapytania odnośnie Twojej osoby również z Ekstraklasy.
- Mimo wszystko, udało się tu robić te awanse. Mistrzowie nędzy - tak można podsumować nasze osiągnięcia (śmiech). Ciężko było w tym całym chaosie skupić się tylko na graniu, ale mieliśmy fajną drużynę i udawało się.
Przez te lata trochę numerów wycięliście w szatni?
- No nie da się ukryć, że było wesoło, choćby jak mi chłopaki, a w zasadzie Marcin Dziewulski spiął wszystkie rzeczy kłódką. Zawsze będę do tego wracał, że w tej trudnej sytuacji, która nas tu dołowała, przede wszystkim przy braku na czas pieniędzy, to właśnie wchodząc do szatni, człowiek zapominał o wszystkim. Była grupa ludzi, która dbała o tę dobrą atmosferę.
Jak na informację o Twoim przejściu do Pogoni zareagowali koledzy z drużyny?
- Praktycznie wszyscy koledzy dzwonili z gratulacjami. To na pewno miłe. W końcu na boisku spędziliśmy w jednej paczce trochę czasu i niejednokrotnie staliśmy za sobą murem. Wiadomo, że jak się wychodziło na mecz, to mieliśmy tylko jeden cel i jeden za drugim wskoczyłby w ogień. Przez te trzy lata przewinęło się tu trochę zawodników, każdy z nich zapadł jakoś w pamięci. Każdy miał też swój charakter, który pasował do Ostrowca, do tej drużyny. Większość meczów wygrywaliśmy tak naprawdę tym, że na boisku to był prawdziwy zespół. Poza boiskiem nie wnikam, kto z kim trzymał, ale na murawie było widać, że to była drużyna.
Łukasz Matuszczyk jeszcze w barwach KSZO
W Szczecinie są tramwaje, które jak często mówiłeś, są po to, byś mógł korzystać z prawej nogi.
- No tak, teraz się ona przyda (śmiech), a na poważnie, to no na pewno będę się musiał przyzwyczaić, bo jest to duże miasto. Klub jest poukładany organizacyjnie, pracują tam ludzie, którzy wiedzą co mają robić. Po rozmowie z prezesami, do auta wziął mnie człowiek i pojechaliśmy na drugi koniec miasta wybierać mieszkanie. Na razie wszystko jest na plus, nie ma się do czego przyczepić. Zobaczymy jak to będzie dalej.
Z nowego zespołu znasz Marcina Woźniaka, który trafił do Pogoni również z KSZO.
- Na pewno towarzyszy mi jakaś niepewność, bo idę do nowej drużyny, gdzie w sumie znam rzeczywiście tylko Marcina Woźniaka, z którym na dodatek będę rywalizował o miejsce na lewej obronie. Mam nadzieję, że szybko się zaaklimatyzuję i wszystko będzie dobrze.
Wiesz już z jakim numerem na koszulce będziesz grał?
- Jeszcze nie, nie było o tym mowy…
W KSZO był to numer "5", ale pewnie w Pogoni mają ją tylko jedną.
- To odbijemy tę piątkę (śmiech). Żartuję oczywiście - niebawem się okaże jaki numer mi przypadnie. Jaki by nie był, zawsze będę się starał dać z siebie na boisku maksimum możliwości.
Długo się zastanawiałeś nad wyborem akurat oferty Pogoni Szczecin?
- Na pewno długo, bo wiadomo, że są to kilometry od Ostrowca, gdzie jest Agnieszka i od Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie mam większość rodziny, a przede wszystkim córki. Było zarówno wiele za jak i sporo przeciw, ale decyzja została podjęta. Taki jest zawód piłkarza i po trzech latach chyba trzeba już zmienić troszkę klimat.
Jak wyglądały rozmowy w Szczecinie?
- W szczecinie prezesi powiedzieli mi, że o wszystkim decyduje trener. Jeśli szkoleniowiec przyjdzie i powie, że chce tego zawodnika, to oni zrobią wszystko, aby wskazany piłkarz tam trafił. I tak właśnie było w moim przypadku. Zadzwonił do mnie trener Mandrysz chyba dwa razy, później spotkaliśmy się jeszcze po meczu KSZO - Pogoń. Zapytał, czy chciałbym zmienić barwy klubowe i tak zaczęły się rozmowy. Propozycja była ciekawa, bo wiadomo, że Pogoń już w poprzednim sezonie to była porządna firma wiec zdecydowałem się wybrać właśnie ofertę ze Szczecina.
Celem dla Pogoni jest ekstraklasa?
- Na pewno ludzie w Szczecinie zrobią co w ich mocy, aby prezentować się jak najlepiej i zdobywać jak najwięcej punktów, a jeśli tak będzie to włączyć się do walki o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej w kraju.
Plany wakacyjne chyba nie wypaliły w związku ze zmianą barw?
- Dokładnie tak. Wiadomo, że ten okres urlopowy jest krótki, a ja musiałem czekać na telefon i o każdej porze dnia i nocy być do dyspozycji, żeby móc przeprowadzać jakieś rozmowy czy to z Pogonią czy innymi klubami.
Teraz możesz już głośno powiedzieć jakie to były zespoły.
- LKS Nieciecza, Sandecja Nowy Sącz, Piast Gliwice, Podbeskidzie Bielsko - Biała, przez moment Ruch Chorzów, Lechia Gdańsk, więc w sumie na brak ofert nie mogłem narzekać. Mam nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży.