Po pierwszej kolejce ekstraklasy i Śląsk Wrocław, i Jagiellonia Białystok mają na swoim koncie po jednym oczku. We Wrocławiu Śląsk podzielił się punktami właśnie z drużyną z Białegostoku. - Może Śląsk więcej prowadził grę, bo to ich teren. My jednak swoje szanse mieliśmy. Przede wszystkim Kamil Grosicki, który wyszedł sam na sam i niepotrzebnie podawał zamiast strzelać. No ale cóż, wynik wydaje się obiektywny i teraz mamy tydzień na odsapnięcie. Po dwóch tygodniach i czterech spotkaniach. I tydzień na wykurowanie się przede wszystkim, bo część obrońców jest mocno poobijana - komentował po spotkaniu Tomasz Frankowski, napastnik żółto-czerwonych.
Wrocławianie mieli swoje szanse, ale brakowało im celnego strzału już z pola karnego. Frankowski przyzwyczaił kibiców do tego, że on takie okazje wykorzystuje z zimną krwią. - Śląsk ma swoich napastników i życzę im powodzenia. Jagiellonia ma swoje problemy i musimy też je rozwiązać - powiedział "Franek".
Jagiellończycy mecz kończyli w dziesiątkę po tym, jak po faulu na Cristianie Diazie z boiska wyleciał Alexis Norambuena. - Z tego co wiemy to asystent sędziego mocno naciskany przez ławkę Śląska Wrocław tam trochę nerwowo reagował szczególnie w stosunku do naszej drużyny. Stąd żółta karta dla Tomasza Kupisza, gdzie walczył on o piłkę w polu karnym w pierwszej połowie. Stąd czerwona kartka, ponoć kompletnie absurdalna, bo nic tam nie było. Myślę, że powtórki telewizyjne najłatwiej wyjaśnią tą sytuację. W ostatnim kwadransie rzeczywiście zostaliśmy zepchnięci do głębokiej defensywy z powodu tejże kartki - opisywał napastnik Jagi.
Frankowski odniósł się także do gry swojego młodszego kolegi z drużyny, Tomasz Kupisza: - Gra Tomasza Kupisza to dobry prognostyk na przyszłość. Szkoda, że nie wykorzystaliśmy którejś z sytuacji, bo wynik mógłby być korzystniejszy.