Rzadko się zdarza, aby kibice gospodarzy skandowali nazwisko piłkarza przeciwnika. Tak było w meczu Ruchu z Wisłą, gdy w 21. minucie Mariusz Pawełek nie zrozumiał się ze stojącym na linii bramkowej Juniorem Diazem i futbolówka znalazła się w bramce. - Junior stał przy słupku i przeważnie piłkarz, który tam się znajduje powinien piłkę wybijać. Zrobiłem dwa kroki, popatrzyłem na Juniora, ale on w ostatnim momencie zawahał się i ostatecznie piłka wpadła - żalił się po meczu Pawełek. - Szkoda, że bramka wpadła w tak kuriozalnych okolicznościach, bo to nas trochę podłamało. Drugi gol również został strzelony w dziwnych okolicznościach, bo przy rajdzie Straki piłka odbijała się od nóg obrońców i w końcu Słowak trafił do bramki - dodał golkiper Białej Gwiazdy, którego trener Tomasz Kulawik nie winił zbytnio za stratę gola. - Trzeba pamiętać, że bramka padła po rogu, który Ruch wywalczył po fatalnej stracie Cikosza - irytował się postawą Słowaka szkoleniowiec wicemistrzów Polski.
Przegrana przy Cichej zaskoczyła wiślaków, którzy do Chorzowa przyjechali po pewny triumf. - Na pewno nie spodziewaliśmy się takiego obrotu sprawy. Ale cóż można zrobić, gdy niemal samemu strzela się sobie bramki. Jednak musimy zareagować po takich ciosach i coś strzelić, bo inaczej rywal nie będzie czuł respektu - stwierdził Pawełek. - Wynik odzwierciedla to co działo się na boisku. Nie byliśmy na tyle mocni, aby odwrócić losy meczu - dodał. - Wiedzieliśmy jak gra Ruch. Na pewno nas nie zaskoczyli. To my zagraliśmy słabo i dlatego przegraliśmy - uzupełnił stoper Mateusz Kowalski, który w trzech ostatnich pojedynkach przeciwko Niebieskim (wcześniej w barwach Piasta Gliwice) schodził z boiska pokonany.