Artur Długosz: Czujesz się bohaterem spotkania ze Śląskiem Wrocław?
Maciej Rybus: Cała drużyna zasłużyła na miano bohatera. Widać było przez 90 minut, że walczyliśmy i chcieliśmy wygrać ten mecz. Mi się udało strzelić bramkę. To jest taki prezent urodzinowy dla mnie, bo dzień przed meczem obchodziłem urodziny. Dedykuję tego gola całej drużynie.
Opisz jak dokładnie padł ten gol.
- Dostałem podanie ze środka pola, minąłem na prawej stronie Krzysztofa Wołczka, który wchodził wślizgiem i później popędziłem z piłką na bramkę. Jeszcze na obieg widziałem szedł mi Bruno Mezenga. Chciałem zagrać do niego, ale zauważyłem, że obrońca zrobił ruch w tym kierunku i nie pozostało mi nic zrobić tylko uderzyć na bramkę.
Zacząłeś mecz na ławce rezerwowych. Zadziałała sportowa złość?
- Na pewno. Taka mobilizacja do tego, żeby lepiej grać i dawać z siebie wszystko. Myślę, że taka rywalizacja wychodzi tylko na plus. Tak samo było z Maćkiem Iwańskim. Też sezon rozpoczynał na ławce i później stał się bohaterem meczu z Cracovią, także ta rywalizacja działa na plus.
Ciężko było pokonać zespół Śląska Wrocław?
- Bardzo ciężko. Nawet pokazała to końcówka, gdzie Śląsk miał dwie stuprocentowe okazje. Pod koniec meczu już się broniliśmy, żeby dowieźć ten wynik do końca. Udało się. Cieszymy się z tego powodu i jesteśmy szczęśliwi.
Wraz z upływem sezonu Legia już się rozkręca?
- Myślę, że tak. Wydaje mi się, że potrzebujemy tego typu zwycięstw, właśnie w takich okolicznościach. To daje ducha drużynie i mobilizację do dalszej pracy. Myślę, że ten pierwszy mecz z Polonią Warszawa to była można powiedzieć taka wpadka. Takiego spotkania w naszym wykonaniu już kibice i dziennikarze nie powinni zobaczyć.
Stwarzacie sobie bardzo dużo sytuacji, ale bardzo dużo też ich marnujecie.
- To nie jest problem od tych trzech meczów tylko już od dawna. W poprzednim sezonie mieliśmy dużo sytuacji i strzelaliśmy jedną bramkę, albo wcale. To jest jakiś już problem od dawna i nie wiem jak to wytłumaczyć. Wydaje mi się, że to jest brak koncentracji i zimnej krwi pod polem karnym przeciwnika.
W tym sezonie doping waszych kibiców aż tak bardzo wam pomaga?
- Tak. Brakowało nam tego przez prawie trzy lata. Graliśmy u siebie przy ciszy i przy gwizdach. Teraz to się zmieniło. Tylko na dobre może to wyjść dla nas i kibiców. Wszyscy chcą dobra Legii. Jeżeli razem będziemy sobie pomagać to dobrze na tym wyjdziemy.
Przed wami spotkanie z PGE GKS-em Bełchatów. Kiedy w końcu Legia wygra nie różnicą jednej bramki tylko udokumentuje wyraźnie to zwycięstwo?
- Myślę, że już w piątek przed własną publicznością powinniśmy wygrać z drużyną z Bełchatowa, ale oczywiście po ciężkim meczu. Jeszcze musimy poprawić tą naszą grę. Trochę spokoju, bo za szybko chcemy jednym, dwoma podaniami strzelić bramkę w każdej akcji, kiedy mamy piłkę. Tak się nie da. Musimy trochę ją trochę poszanować, pograć po obwodzie, przygotować, zmienić stronę i dopiero wtedy coś przyśpieszyć.