- Szkoda, że ten mecz tak się potoczył. Wkradła się niepotrzebnie nerwówka, bo sędzia nie ogarnął tego tematu i stało się jak się stało. Wszystko się zaczęło od momentu gdy prawy obrońca Jagiellonii (Kašćelan - red.) wszedł ostro w Henriqueza, za co należała się przynajmniej żółta kartka. Sędzia odgwizdał tylko faul i uważam, że tym się nie obronił, bo powinien był pokazać kartkę - mówi Grzegorz Wojtkowiak, kapitan mistrzów Polski. - Jagiellonii pomógł trochę w zwycięstwie arbiter, który mógł być konsekwentny i skoro wyrzucił z boiska Manuela Arboledę, mógł dać czerwoną kartkę również Kašćelanowi - wtórował kapitanowi Sławomir Peszko.
Zawodnicy Kolejorza zdawali sobie sprawę, że ich postawa również pozostawiała wiele do życzenia. Jak na rodzynka w europejskich pucharach przystało, ekipa Jacka Zielińskiego nie pokazała olśniewającego futbolu. - Wina jest tylko po naszej stronie, bo gospodarze skutecznie wykorzystali nasze błędy. Każda passa ma swój koniec i nasza niestety została przerwana. Miejmy nadzieję, że teraz już się nie będziemy potykali, bo czołówka nam ucieka - zauważył obrońca Marcin Kikut.
- Zagraliśmy dzisiaj słabo taktycznie. Za mało trzymaliśmy piłkę w przodzie i to był nasz podstawowy błąd - stwierdził Wojtkowiak.
Również Peszko nie ukrywał, że Kolejorz spisał się poniżej oczekiwań. - Chyba czwartkowa euforia została nam jeszcze w głowach. Może będzie to taki zimny prysznic i zejdziemy na ziemię, bo jeszcze niczego nie wygraliśmy w tej Lidze Europejskiej i trzeba zająć się naszą ligą. Wydawało się, że jesteśmy już na fali wznoszącej i będzie tylko lepiej, a niedzielny mecz pokazał, że tak wcale nie jest.