Pierwsza liga jest specyficzna - rozmowa z Kamilem Cholerzyński, piłkarzem GKS-u Katowice

W rozpoczętym sezonie ligowym GKS Katowice spisuje się poniżej oczekiwań. Po serii fatalnych gier z drużyną pożegnał się trener Dariusz Fornalak. Stery w zespole przejął Wojciech Stawowy. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Kamil Cholerzyński opowiada o ostatnich wydarzeniach w klubie, zgrupowaniu w Tarnowskich Górach i innych bieżących kwestiach.

Rafał Krząpa: Wasze pierwsze spotkanie pod wodzą trenera Wojciecha Stawowego z MKS-em Kluczbork zakończyło się porażką 0:3, jak oceniasz to spotkanie.

Kamil Cholerzyński: Nie zasłużyliśmy na tak wysoką porażkę. W pierwszej połowie graliśmy dobrze, częściej utrzymywaliśmy się przy piłce. Klarownych sytuacji sobie nie stworzyliśmy, ale piłkarze z Kluczborka też jakiś super okazji do strzelenia bramki nie mieli. Wynik 0:3 to bardzo srogi wymiar kary. Remis w tym spotkaniu byłby jak najbardziej sprawiedliwy. W tej rundzie jakoś nam tego boiskowego szczęścia brakuje.

W drużynie prowadzonej przez trenera Dariusza Fornalaka w pierwszym składzie wystąpiłeś tylko w meczu z Dolcanem Ząbki. Potem dostałeś tylko szansę z ławki w meczu z Wartą Poznań. Nie było Ci po drodze z byłym trenerem?

- Trener Fornalak próbował różnych ustawień, co mecz graliśmy inną jedenastką. Trener szukał jakiegoś optymalnego rozwiązania. Każdy z nas grających w środku pomocy dostał swoją szansę. W składzie była bardzo duża rotacja. Ja, żeby mieć miejsce w składzie pracowałem ciężko na treningach. Niestety sprawy potoczyły się tak jak się potoczyły. Teraz muszę się koncentrować na tym co jest, nie skupiać się na historii.

Po objęciu sterów przez trenera Wojciecha Stawowego wyjechaliście na mini zgrupowanie do Tarnowskich Gór. Co było celem tego zgrupowania, jakie elementy były ćwiczone.

- Trener Stawowy ma bardzo mało czasu, żeby nas poznać. Trener nie miał okresu przygotowawczego, który jest bardzo ważny. Takie mini zgrupowanie na pewno pomogło mu nas poznać. Jak trenowalibyśmy na własnych obiektach, to po treningu rozjeżdżalibyśmy się do domów, a tak na zgrupowaniu trener miał nas do dyspozycji przez cały dzień. Odbyliśmy bardzo wiele rozmów z nowym szkoleniowcem, oceniam to zgrupowanie na plus. Szkoda, że trwało tak krótko.

W ostatnich dniach Gieksa była bardzo aktywna na rynku transferowym. Do klubu zostali ściągnięci m.in. Janusz Dziedzic, Tomasz Sokołowski, Michał Zieliński, którzy mają za sobą spory bagaż doświadczeń, również ekstraklasowych. Czy nie uważasz, że to są "transfery z łapanki"?

- Niektórzy określają te wzmocnienia, tak jak wskazałeś. Ja uważam, że tacy zawodnicy są potrzebni drużynie. Samą młodością ligi nie wygramy, pokazują to nasze wyniki. Potrzeba nam jest kilku starszych zawodników, od nich bije profesjonalizm. Będziemy mogli podpatrywać ich zachowanie na boisku jak i poza boiskiem. Nowi zawodnicy to są pełni profesjonaliści. Zawsze przychodzą przed treningiem na salkę i ćwiczą samodzielnie. Mamy od kogo się uczyć.

Czy nie boisz się rywalizacji z bardziej doświadczonymi kolegami?

- Myślę, że rywalizacja z nowymi zawodnikami wyjdzie mi na dobre. Strach w piłce nie jest dobry. Nie wolno się obrażać, jeśli się nie będzie grało od pierwszej minuty, bo na tym sport drużynowy nie polega. Jak ktoś uważa inaczej, to powinien trenować sporty indywidualne. Ja nie przestraszę się rywalizacji, będę walczył na każdym treningu o miejsce w pierwszej jedenastce lub meczowej osiemnastce.

W poniedziałek otrzymaliście dzień wolny od trenera. Są jakieś konkretne przyczyny?

- Teraz jest taki model treningu, że jeżeli grało się mecz w sobotę, to w niedziele odbywa się trening regeneracyjny. Drugi dzień po treningu, czyli w tym wypadku poniedziałek jest dniem najgorszym. Wtedy wychodzą mikro urazy i dzień wolny jest bardzo ważny.

Pracowałeś z trenerem Fornalakiem, teraz pracujesz z trenerem Stawowym. Czy ich myśl szkoleniowa różni się diametralnie?

- Na razie z trenerem Stawowym pracujemy od kilku dni. Widać, że są to dwie inne szkoły trenerskie. Każdy szkoleniowiec ma swoje schematy, swój model treningu. Ciężko jest mi póki co ocenić te różnice. Obecny trener już nam powiedział, że będzie bardzo dużo takich małych gierek. Bardzo mnie to cieszy, bo nie ma nic lepszego niż granie w piłkę, aniżeli bezsensowne bieganie <śmiech>.

Wróćmy do meczu z MKS-em Kluczbork. Czy po meczu były jakieś rozmowy dyscyplinujące, może było jakieś wezwanie do gabinetu prezesa?

- Po meczu z Kluczborkiem nie było żadnych takich rozmów. Każdy wie, że jest źle. Nie można dolewać oliwy do ognia. Wszyscy musimy trzymać się razem, znaleźć problem. Potrzebny nam jest taki jeden mecz po którym uwierzymy w siebie. Myślę, że potem będzie dobrze.

Już w najbliższą sobotę mecz z GKP Gorzów Wielkopolski, który jest wiceliderem tabeli. Czego oczekujecie po tym spotkaniu.

- Z Gorzowem nigdy nam nie szło, wydaje mi się że w ostatnim czasie z nimi nie wygraliśmy. Każda zła seria musi się skończyć. Liczę, że zła passa z GKP zakończy się już w najbliższą sobotę.

Masz jakieś cele na najbliższe dni, tygodnie?

- Ja staram się nie wybiegać daleko w przyszłość. Ja stosuję zasadę małych kroków, teraz skupiam się na najbliższym spotkaniu.

Początku sezonu nie możecie uznać za zbytnio udany. Czy dalej wierzycie w awans do ekstraklasy?

- Przed sezonem myśleliśmy o awansie. Teraz mamy nadzieję, że przyjdzie taki mecz, który pozwoli się nam przełamać, po którym przyszłaby seria zwycięstw. Złapalibyśmy ten drugi oddech. Pierwsza liga jest specyficzna, każdy z każdym może stracić punkty. Podam Ci taki przykład. Po dobrym starcie mówiło się, że Piast będzie takim drugim Widzewem i bezproblemowo awansuje. Po ostatnich meczach widać, że każdy może stracić punkty. W zeszłym sezonie Górnik Zabrze pierwszą rundę miał słabą i nikt nie postawiłby na nich złamanego grosza, że awansują do ekstraklasy. Okazało się jednak że można.