"Messi" zrobił różnicę - echa meczu GKS Katowice - GKP Gorzów Wielkopolski

GKS Katowice pokonał w meczu 7. kolejki pierwszej ligi GKP Gorzów Wlkp. 4:2 (1:1) i zgarnął pierwszy w tym sezonie komplet punktów. Podopieczni trenera Wojciecha Stawowego w spotkaniu z dotychczasowym wiceliderem pokazali charakter i determinację, których to zabrakło im w poprzednich spotkaniach.

Debiut trenera Wojciecha Stawowego na ławce trenerskiej Gieksy nie wypadł najlepiej. Przed tygodniem katowicka drużyna uległa na wyjeździe MKS-owi Kluczbork 0:3 (0:1) i przegrała czwarte spotkanie w sezonie. Pierwsze spotkanie nowego szkoleniowca przed własną publicznością wypadło jednak znacznie bardziej okazale. Drużyna z Bukowej zagrała ambitnie i skutecznie, co zaowocowało z dawna oczekiwanym zwycięstwem.

Przerwali traumę

Ponad 570 minut czekali kibice Gieksy na pierwsze zwycięstwo katowickiej drużyny w tym sezonie. Na tym jednak nie koniec. Warto bowiem pamiętać, że katowiczanie nie tylko nie umieli wygrać w pierwszych sześciu kolejkach tego sezonu, ale na zakończenie sezonu 2009/10 zanotowali niechlubną passę pięciu porażek z rzędu co daje druzgocący bilans jedenastu meczów bez zwycięstwa.

Po raz ostatni drużyna z Bukowej z tarczą schodziła z boiska 8 maja 2010 r. po zwycięstwie 2:0 (0:0) nad Motorem Lublin. Nikt wtedy się nie spodziewał, że na kolejny triumf swojej drużyny fanom Gieksy przyjdzie czekać 125 dni, czyli dokładnie cztery miesiące i trzy dni. Nic więc dziwnego w tym, że po końcowym gwizdku sędziego obok wybuchu radości wielu kibiców wreszcie mogło odetchnąć z ulgą.

Kapitan na ławce

Doświadczony Jacek Gorczyca to dobry duch i kapitan Gieksy. Startu sezonu golkiper katowickiej drużyny jednak nie mógł zaliczyć do udanych. Przydarzyło mu się sporo klopsów, które bramkarzowi o takiej marce nie przystoją. Po tym jak przed tygodniem w Kluczborku 34-letni bramkarz praktycznie wrzucił piłkę do własnej bramki trener Stawowy postanowił zagrać va banque.

Posadził Gorczycę na ławce rezerwowych, a w jego miejsce między słupkami katowickiej bramki postawił na młodego Macieja Wierzbickiego.

18-letni bramkarz przez cały tydzień imponował dobrą formą na treningach i dostał szansę debiutu w lidze. Trzeba podkreślić, że debiut młody zawodnik może zaliczyć jak najbardziej na plus. Co prawda skapitulował dwa razy po strzałach zawodników gorzowskiej drużyny, ale kilkukrotnie popisał się świetnymi interwencjami ratując swój zespół przed stratą bramki.

- Jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się przekonać trenera do swoich umiejętności i zadebiutowałem w meczu ligowym. Nie chciałbym oceniać swojego występu. Przede wszystkim liczy się to, że udało nam się wygrać bardzo ważne spotkanie. To pomoże nam złapać wiatru w żagle i uwierzyć we własne możliwości - przekonywał po końcowym gwizdku sędziego Wierzbicki.

Niewykluczone, że w 8. kolejce w derbowym starciu z Ruchem Radzionków bramki Gieksy znów będzie strzegł popularny "Wierzba".

Powrót "Andruta"

Spotkanie z GKS-em miało szczególnie znaczenie dla kapitana GKP Gorzów, Artura Andruszczaka. Doświadczony obrońca gorzowskiej drużyny w klubie ze stolicy Górnego Śląska występował bowiem łącznie przez sześć lat, najpierw w latach 1997-2002, a potem w sezonie 2004/05. Mimo nieskrywanego sentymentu do Gieksy 33-letni zawodnik zagrał jednak w swoim stylu, zostawiając na boisku serce.

Występu nie może jednak zaliczyć do udanych. Miał bowiem spory udział przy trzeciej i czwartej bramce straconych przez GKP. Po meczu kilkusetmetrową drogę do autokaru pokonywał jednak blisko 40 minut będąc co chwila zaczepianym przez kibiców i pracowników Gieksy, którzy mimo upływu lat nadal pamiętają świetne występy Andruszczaka w żółto-zielono-czarnych barwach.

- GKS to klub, który ma szczególne miejsce w moim sercu. Zawsze wracam tutaj ze sporym sentymentem i śledzę losy klubu. Cieszy to, że w Katowicach nastały lepsze czasy, bo to niedopuszczalne żeby taki klub słaniał się na granicy bankructwa. Widać, że stworzyła się tutaj fajna drużyna. Co do meczu, to nie mogę być zadowolony, bo bardzo chcieliśmy tutaj wygrać. Rywal zawiesił jednak bardzo wysoko poprzeczkę i punkty zostają na Śląsku - mówił po końcowym gwizdku sędziego popularny "Andrut".

Rehabilitacja "Gabrysia"

W poprzednim sezonie Gabriel Nowak był przez trenera Roberta Moskala wystawiany jako środkowy ofensywny pomocnik. Wobec plagi kontuzji, jaka dopadła szeregi defensywne Gieksy 24-letni zawodnik został przesunięty na środek obrony. O tym, że były zawodnik ROW Rybnik na środku defensywy nie czuje się najlepiej pokazało już spotkanie z Podbeskidziem, w którym trafił do własnej bramki.

W starciu z GKP co prawda samobójczej bramki Nowaka nie było, ale w pierwszej połowie sprokurował on rzut karny, po którym gorzowianie doprowadzili stan meczu na 1:1.

W starciu z Góralami "samobója" popularny "Gabryś" odkuł sobie bramką strzeloną bielskiej drużynie. Nie inaczej było i tym razem. W drugiej części gry stoper Gieksy dopadł piłki po dośrodkowaniu Piotra Plewni z rzutu wolnego i strzałem głową, po słupku, skierował futbolówkę do bramki Sławomira Janickiego.

Wiele wskazuje na to, że trener Stawowy postawi na Nowaka także w 8. kolejce, w derbowym starciu z Ruchem Radzionków. Może tym razem pomeczowy bilans walecznego zawodnika będzie dodatni?

"Messi" zrobił różnicę

GKS Katowice pokonał GKP Gorzów Wlkp. 4:2 (1:1) choć wcale być nie musiało. Katowiczanie co prawda dwukrotnie wychodzili na prowadzenie w meczu, ale za każdym razem pozwalali gorzowskiej drużynie doprowadzić do wyrównania. Kiedy wydawało się, że spotkanie zakończy się trzecim w tym sezonie dla Gieksy podziałem punktów przebłysk piłkarskiego talentu pokazał Rafał Sadowski.

21-letni skrzydłowy sprowadzony do Katowic tego lata z Wigier Suwałki w 87. minucie meczu ośmieszył na lewym skrzydle czterech zawodników GKP i mierzonym strzałem lewą nogą wpakował piłkę do siatki.

- Wyszła mi akcja marzenie, ale powiem szczerze, że wcale tego nie zamierzałem. W pierwszym momencie chciałem dośrodkowywać, ale kiedy zobaczyłem, że mam trochę wolnego miejsca spróbowałem wejść z piłką w pole karne i oddać strzał. Wszystko wyszło idealnie - mówił ze śmiechem popularny "Messi", którego bramki słynny Argentyńczyk z pewnością by się nie powstydził.

Zobacz w akcji polskiego "Messi'ego!"

Bruce Lee z Bukowej

Dość niespodziewanie spotkanie z GKP na ławce rezerwowych rozpoczął dotychczasowy kluczowy napastnik Gieksy, Krzysztof Kaliciak. Sprowadzony na Bukową z Cracovii 24-letni napastnik pojawił się na boisku w 90. minucie gry, w głównym zamyśle trenera po to, by zabrać kilka cennych sekund.

Trener Stawowy miał jednak nosa, bowiem cztery minuty, o jakie przedłużył arbiter spotkanie wystarczyły jednak "Kaliemu" do tego, by wpisać się na listę strzelców. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry przebojowy napastnik katowiczan ściął z piłką w pole karne z lewego skrzydła i ustawił wynik spotkania.

Po tym meczu Kaliciakowi w Gieksie nadano nowy pseudonim: "Bruce Lee". W porównaniu z tym co zaprezentował snajper GKS-u "Wejście smoka" ze znanym karateką w roli głównej to film dla dzieci.

Trener odfrunął

Spotkanie z GKP Gorzów Wlkp. było drugim meczem trenera Wojciecha Stawowego katowiczan. Po raz pierwszy przyszło mu jednak poprowadzić zespół przy Bukowej i po meczu długo nie umiał zejść z zachwytu, w jaki wprawili go kibice Gieksy.

- Przez całe spotkanie ja nie mogłem podpowiadać moim zawodnikom, bo stałem się kibicem GKS-u. Jak nasi fani huknęli dopingiem, to ja wręcz odfrunąłem pod "blaszok" - mówił pół żartem, pół serio trener Stawowy.

- Chcieliśmy to spotkanie wygrać przede wszystkim dla kibiców. Mimo to, że nam nie szło oni byli cały czas z nami. Znosili porażki równie dotkliwie jak my. Jesteśmy im za to wdzięczni i chcieliśmy zrekompensować im wcześniejsze niepowodzenia zwycięstwem w tym meczu - przekonywał szkoleniowiec drużyny ze stolicy Górnego Śląska.

Komentarze (0)