W powietrzu było czuć futbol
Bez znaczenia przyjezdny czy miejscowy. Wszyscy, którzy w środę mieli okazję przebywać w Żylinie, mogli wyczuć atmosferę wielkiego piłkarskiego święta. Już kilka godzin przed meczem na ulicach niewielkiego miasta można było spotkać zarówno kibiców miejscowego MSK, jak i angielskiej Chelsea. Słowacy mimo barier językowych rozumieli się z Anglikami bardzo dobrze. Nikomu nie przyszło do głowy wszczynanie jakichkolwiek awantur, choć policja zabezpieczyła dosłownie każdą ulicę miasta. Gospodarze środowej potyczki dobrze oznaczyli teren wokół stadionu, który na dwie godziny przed meczem powoli zaczął się zapełniać.
Pełny stadion, lecz bez najwierniejszych fanów
Wielka afera, bo tak można już nazwać burzę wokół cen biletów na spotkanie Żyliny z Chelsea, nie wpłynęła na frekwencję. To było do przypuszczenia, wszystkie wejściówki znalazły swoich nabywców. Nie oznacza to jednak, że konflikt kibiców z zarządem poszedł w niepamięć. Najwierniejszych kibiców, którzy zawsze rozkręcali doping, nie było... Na parkingach za to można było znaleźć rejestracje samochodów z Polski, Czech, Węgier, a nawet Niemiec. Cała sytuacja denerwuje trenera miejscowej ekipy, Pavla Hapala. - Ostatnio za dużo mówiło się o biletach, a za mało o grze. Taki obrót sprawy nie był dobry. Mimo wszystko uważam, że na stadionie była świetna atmosfera. Oby tak dalej - wyjawił po meczu szkoleniowiec Żyliny.
Kameralny stadion pod Dubňom pękał w szwach
Bez niespodzianki na boisku
Chelsea wygrała z Żyliną 4:1. Mało kto brał pod uwagę inny obrót sprawy niż pewne zwycięstwo mistrza Anglii. Pomimo wysokiej porażki, zespół gospodarzy zaprezentował się bardzo dobrze. Słowacy mieli kilka świetnych szans na ugranie lepszego rezultatu, jednak skuteczniejsi byli doświadczeni londyńczycy. - Gdybyśmy patrzyli na wynik drugiej połowy, to zremisowaliśmy z Chelsea 1:1. Niestety w pierwszej części popełniliśmy trzy błędy, które kosztowały nas utratę trzech bramek. Mimo złego wyniku jestem zadowolony z postawy moich piłkarzy - wyjaśnił Pavel Hapal.