Zgodnie z zapowiedziami Rafał Ulatowski nie będzie robił zbyt wielu zmian w porównaniu ze zwycięskim składem z ubiegłotygodniowego spotkania z Arką Gdynia. - "18" na mecz jest identyczna. W sprawie wyjściowego składu mam tylko jeden dylemat: czy zaczniemy tak, jak wyszliśmy od 1. minuty czy tak, jak od 46. - mówi szkoleniowiec Pasów. To oznacza, że na lewej obronie zagra albo Krzysztof Janus, albo Marek Wasiluk.
Mimo zwycięstw w dwóch ostatnich meczach, trenerowi Cracovii zarzuca się, że preferuje grę tylko jednym napastnikiem, mając do dyspozycji byłych reprezentantów Polski: Bartosza Ślusarskiego i Radosława Matusiaka. - Gramy albo na trzech, albo na jednego napastnika, ale tylko zależności od tego, jak to ktoś odbiera. Ślusarski, Matusiak, Saidi. Jak skonfigurować Saidiego? Jeśli skrzydłowy, to skrzydłowy to jest pomocnik czy napastnik? Zresztą cyferki nie grają, tylko piłkarze - odpowiada "Ula". - Po zwycięstwach z Arką i GKP widzę u zawodników więcej pewności siebie, ale nie jest tak, że dzięki dwóm wygranym to są już inni piłkarze. To są ci sami ludzie, ale są utwierdzeni w przekonaniu, że to co robimy, przynosi skutek punktowy. Mówi się już o nas, że nie tylko stadion jest piękny, ale drużyna może się prezentować, jak ten stadion - dodaje.
Do Zagłębia szkoleniowiec Cracovii ma szacunek: - Jak ktoś wygrywa z Legią, to nie jest to słaby zespół. Mają dobrze zorganizowany środek pola, gdzie gra trzech pomocników. W tym sektorze boiska będzie mocna, twarda walka. Dla nas wszystkie mecze są ważne. Nie ma ważnych i mniej ważnych. Nasze miejsce w tabeli mówi, że trzeba każde spotkanie traktować, jak o wszystko. Gramy o to, żeby kontakt z zespołami przed nami, a nie tylko ze Śląskiem, był bliższy.
Dla Ulatowskiego Zagłębie to szczególny klub. To tu w październiku 2007 roku włodarze Miedziowych umożliwili mu debiut w roli pierwszego szkoleniowca. "Ula" prowadził lubinian do czerwca 2008 roku. W tym czasie wynalazł dla Zagłębia między innymi Costę Nhamoinesu, z którym wiąże pewną anegdotkę: - Kiedy prowadziłem Zagłębie, byliśmy na zgrupowaniu w Wiśle. Costa przyjechał wtedy prosto z Zimbabwe i akurat w Wiśle był taki przyczółek tych zawodników z Zimbabwe. Wiesław Grabowski, który się nimi zajmował mówił, żeby zwrócić uwagę właśnie na Costę. Wysłałem swojego asystenta, Krzyśka Paluszka na mecz Wisły-Ustronianki, a on powiedział, że Costa sobie dobrze radzi. Zaprosiłem go na trening i pierwszą rzeczą była gra 1 na 1. Ustawiłem go przypadkowo na Damiana Piotrkowskiego. Pierwszym kontaktem Costy z zespołem i z partnerem z zespołu był obunożny wślizg, po którym Piotrowski dwa tygodnie nie mógł chodzić, bo tak miał spuchnięty piszczel. Może dzięki czemuś takiemu dostał respekt w drużynie? Teraz zaaklimatyzował się, jest podstawowym graczem, gra w kadrze Zimbabwe.