Liverpool - została tylko nazwa?

Kiedyś piłkarzom miękły nogi, gdy schodzili na murawę stadionu Liverpoolu widząc napis "This is Anfield". Teraz byle drużyna potrafi wygrać na stadionie 18-krotnego mistrza Anglii. Czy z Liverpoolu pozostała już tylko nazwa?

W tym artykule dowiesz się o:

Tłuste lata 70-te i 80-te

W latach 70-tych i 80-tych Liverpool królował w Anglii. 10 razy zdobył mistrzostwo, cztery razy sięgnął po Puchar Mistrzów, dwa razy po Puchar UEFA, osiem razy po Tarczę Dobroczynności, trzy razy po Puchar Anglii i cztery razy po Puchar Ligi. W sumie dało to The Reds 31 trofeów w ciągu dwudziestu lat! Miliony fanów zdobyli The Reds w tym czasie. Wielcy piłkarze grali dla The Reds, a wielu z nich jest dzisiaj trenerami bądź też było. Wystarczy wspomnieć nazwiska Kevina Keegana, Graeme Sounessa czy Kenny'ego Dalglisha. Ten ostatni rozegrał dla Liverpoolu ponad 500 meczów, strzelając prawie 200 bramek.

Początek niepowodzeń

W 1990 roku Liverpool po raz ostatni sięgnął po mistrzostwo Anglii. To już 20 lat jak The Reds nie potrafią wygrać ligi, a mimo to nadal są liderem (wraz z Manchesterem United) klasyfikacji drużyn, które sięgnęły po najważniejszy triumf na krajowych boiskach. W ciągu kolejnych 20 lat (1990-2010) The Reds zdobyli 14 trofeów, a więc o ponad połowę mniej niż w poprzednim dwudziestoleciu. Przebłysk wielkości Liverpool miał w 2001 roku za sprawą Gerarda Houlliera. Wprawdzie mistrzostwa nie wygrał, ale Puchary: Anglii, Ligi, UEFA oraz Tarczę Dobroczynności i Superpuchar Europy mógł dopisać do swojego rachunku. Rodziła się wówczas nowa gwiazda światowego formatu - Steven Gerrard. W ataku Houllier stawiał na "małego" i "dużego", a więc Michaela Owena i Emile'a Heskey'a. Był jeszcze Robbie Fowler, a w sierpniu 2001 roku na Anfield przybył Jerzy Dudek. Nie sprawiło to jednak, że The Reds zaczęli grać dużo lepiej - tym bardziej, że w październiku tamtego roku problemy z sercem miał Houllier. Wylądował w szpitalu i na ławkę trenerską wrócił dopiero w marcu. W między czasie zastępował go Phil Thompson. Drużynie Houlliera zarzucano, iż gra nudny futbol. W 2004 roku pożegnano go.

Era Beniteza

Zastąpił go Rafael Benitez, który do Premier League przeszedł z Valencii, gdzie zdobył dwa mistrzostwa w cztery lata, zostawiając za plecami naszpikowany gwiazdami Real Madryt oraz zawsze groźną FC Barcelonę. W Liverpoolu obiecał, że w trzecim sezonie zdobędzie mistrzostwo. Zaufano mu. Rozpoczęto wielkie kupowanie piłkarzy. Pierwszy był Djibrill Cisse (14 mln funtów), a później na Anfield zaczęli spływać piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego. Jose Reina, Luis Garcia, Antonio Barragan, Alvaro Arbeloa, Xabi Alonso czy w końcu Fernando Torres pojawili się w Liverpoolu. Ten ostatni do dzisiaj pozostaje najdrożej kupionym piłkarzem przez The Reds w całej historii. Kwota 26,5 miliona funtów z pewnością długo nie zostanie pobita. Z wyżej wymienionych zawodników tylko Reina i Torres grają jeszcze na Anfield. Reszta albo się nie sprawdziła, albo wróciła do Hiszpanii.

Benitez miał genialne wejście. Wprawdzie w lidze Liverpoolowi szło jak po grudzie, to jednak Puchar Mistrzów wszystko wynagrodził. 2005 rok na długo pozostanie w pamięci kibiców The Reds. Po ekscytującym finale Liverpool sięgnął po Puchar Mistrzów, a bohaterem był Jerzy Dudek. Beniteza noszono na rękach, chociaż w lidze zajął dopiero piąte miejsce - za Evertonem, lokalnym rywalem! Kolejnym argumentem przeciwko Hiszpanowi było aż 15 porażek w całym sezonie w Premier League. To nokaut, jak na taką drużynę. Dla porównania Chelsea w tym samym sezonie doznała... jednej porażki. Benitez nie miał łatwo, ale UEFA złamała własny regulamin i dopuściła The Reds do eliminacji Ligi Mistrzów, chociaż nie zajęła do tego odpowiedniego miejsca. Liverpool startując od pierwszych rund kwalifikacji doszedł do upragnionej fazy grupowej.

Drugi sezon Beniteza, to trzecie miejsce. Wszyscy trzymali za język Hiszpana, który mówił, iż w trzecim zdobędzie mistrzostwo. Tymczasem The Reds w rozgrywkach 2006/2007 zajęli ponownie trzecią lokatę, tracąc do Manchesteru United aż 21 punktów. Rok później The Reds byli już czwarci i malkontenci żądali głowy Beniteza. Hiszpan jednak trzymał się dobrze, a w sezonie 2008/2009 do końca walczył o mistrzostwo. Zajął drugie miejsce i miał tylko cztery punkty straty do Czerwonych Diabłów. Przegrał najmniej meczów w lidze. Działacze jeszcze raz pozwolili Benitezowi sypnąć groszem. Dużo osób dziwiło się, gdy na prawego obrońcę (Glena Johnsona) z bankrutującego Portsmouth wydano aż 17 milionów funtów. 20 milionów kosztował Alberto Aquillani, jeden z największych niewypałów w historii The Reds.

Liverpool na dodatek szybko odpadł z Ligi Mistrzów, długi rosły i skończyło się na jednej, wielkiej klapie. The Reds zajęli dopiero siódme miejsce. Benitez latem odszedł z Liverpoolu, a klub był już wtedy wystawiony na sprzedaż przez amerykańskich właścicieli. Brakowało wszystkiego, a przede wszystkim pieniędzy na wzmocnienia. Wydaje się także, że czas Beniteza na Anfield dobiegł końca.

Sprzedaż klubu

Amerykański sen kibiców Liverpoolu nie ziścił się. Tom Hicks oraz George Gillett w lutym 2007 roku kupili klub z Anfield za 218 milionów funtów. Byli trzecimi amerykańskimi właścicielami w Premier League po Aston Villi i Manchesterze United. Jednak ich rządy doprowadziły fanów The Reds do wściekłości. Liverpool nie wzmacniał się, nie wygrywał trofeów, miał coraz większe długi i w końcu został wystawiony na sprzedaż. Do teraz trwają negocjacje, ale wygląda na to, iż lada dzień zakończą się i Hicks oraz Gillett, ku uciesze fanów, opuszczą Anfield.

Najgorszy sezon od ponad 50 lat

Sezon 2010/2011 to kolejne pasmo kompromitacji. Nowym menedżerem po Rafaelu Benitezie został Roy Hodgson. Człowiek, który święcił ostatnio sukcesy z Fulham Londyn, zupełnie nie radzi sobie w wielkim klubie. The Reds zanotowali najgorszy ligowy start od ponad 50 lat, znajdują się w strefie spadkowej, nie grają w Lidze Mistrzów i nawet czwartoligowe Northampton Town potrafiło wygrać na Anfield, a samo znajduje się w strefie spadkowej w League Two! Coraz mniej zaczynają dziwić takie porażki jak z Blackpool, ale jedno jest pewne - magia Liverpoolu straciła na znaczeniu. Może zmiana właściciela przywróci klubowi z Anfield dawną świetność.

Źródło artykułu: