Marek Wasiluk: Oby nowy stadion był dla nas magiczny

Marek Wasiluk zapisał się w historii Cracovii, jako pierwszy zawodników Pasów, który na nowym stadionie przy ul. Kałuży 1 wbił "swojaka". W towarzyskim spotkaniu z TSV 1860 Monachium 23-letni obrońca zagrał piłkę w światło bramki do Łukasza Merdy, którego... brakowało tam, gdzie spodziewał się go "Wasyl".

Samobójcze trafienie Wasiluka najpierw zaskoczyło, a następnie rozbawiło kibiców. Wychowanek Jagiellonii Białystok, który początkowo nie należał do ulubieńców krakowskiej publiczności, systematycznymi postępami w grze zaskarbił sobie sympatię fanów Pasów. W sobotnim meczu z Monachijskimi Lwami należał do najlepszych piłkarzy Cracovii, więc łatwiej było mu wybaczyć taki błąd.

- Początek i końcówkę miałem słabe. W końcówce odezwała się już ostatnia kontuzja, ten więzozrost (Wasiluk z powodu kontuzji kostki pauzował ostatnio przez 6 tygodni - przyp. red). Na początku było nerwowo, ale można powiedzieć, że grało mi się nieźle. Bramka wynikła z niezrozumienia. Myślałem, że Łukasz krzyknął "plecy", a on krzyczał "moja". Chciałem mu zagrać piłkę na lepszą, prawą nogę, ale niepotrzebnie w światło bramki... - wspomina sytuację z 67. minuty. Było to trafienie, które wyrównało stan meczu. 12 minut wcześniej prowadzenie dla Pasów zdobył Mateusz Klich. W doliczonym czasie gry zwycięstwo w tym prestiżowym meczu zapewnił krakowianom Radosław Matusiak. - W szatni już były komentarze...(śmiech) Od tego się nie ucieknie, każdy swoją "szpileczkę" wbije. Dobrze, że Radek wyciągnął to na 2:1 w ostatniej minucie, bo bez tego byłoby nieprzyjemnie. Przy zwycięstwie takie "szpileczki" można wbijać z uśmiechem - dodaje Wasiluk, który przyznał, że to jego pierwszy samobój w profesjonalnej karierze.

Opiekun Cracovii, Rafał Ulatowski na ławce trenerskiej przeżył małe deja vu. Kiedy Polska w 2009 roku grała z Irlandią Północną w Belfaście i Michał Żewłakow "pokonał" Artura Boruca z ok. 40 metrów, "Ula" był asystentem Leo Beenhakkera. - Kilka godzin przed meczem z TSV zadzwonił do mnie dziennikarz i pytał mnie o moje relacje z Michałem Żewłakow z czasów pracy w reprezentacji. Pytał też o jakiś słabszy jego mecz. Wymieniłem ten jeden mecz reprezentacji z Irlandią Północną w Belfaście. Na litość boską - to było 35 metrów od bramki. Czy uczulać zawodników, żeby nie grali w światło bramki? W juniorach powinno się to tłumaczyć, ale tutaj mówimy o profesjonalnych piłkarzach - komentował trener.

Co ciekawe, jeszcze w pierwszej połowie w podobny do Wasiluka sposób zachował się Arkadiusz Radomski. Kapitan Pasów w pewnym momencie zdecydował się na wycofanie piłki do Marcina Cabaja. Bramkarzowi w ostatniej chwili udało się wybić ją na rzut rożny. - Faktycznie dużo było takich zagrań. Choćby po tym zagraniu Arka ja już nie powinienem tak zagrać. Myślałem, że to jest bardzo lekka piłka, w sam raz dla niego na nogę, a on zrobił krok w druga stronę i już nie mógł tego złapać. To błąd, który nie powinien się nam przydarzyć, ale oby tylko w sparingach się nam takie przydarzały. Myślę też, że TSV było na tyle wymagające, że pressingiem zmuszało nas do tych podań do bramkarza - mówi Wasiluk.

Były młodzieżowy reprezentant Polski przyznał, że fatalną passę porażek Cracovia ma już za sobą i teraz buduje nową serię. Licząc zwycięstwo z GKP Gorzów Wielkopolski w Pucharze Polski, ligowe potyczki z Arką Gdynia i Zagłębiem Lubin oraz mecz z TSV, Pasy nie przegrały od czterech spotkań i w tym czasie nie straciły bramki. Przynajmniej tej strzelonej przez rywali: - Zwycięstwa budują atmosferę. Po tych sześciu porażkach mamy niezłą passę. Widać, że nawet z niemiecką drużyną potrafimy wygrać. Oby tak dalej w lidze. Szczególnie w drugiej połowie graliśmy na wysokim poziomie, narzucaliśmy swój styl. Jeśli tak będziemy grać w lidze przez cały mecz, to można być spokojnym. Oby ten stadion był dla nas magiczny, obyśmy nie tracili na nim bramek i zdobywali punkty.

Komentarze (0)