Po przegranych z Legią Warszawa i GKS-em Bełchatów Kolejorz miał przełamać się w spotkaniu z Zagłębiem Lubin. Lechici od początku narzucili swój styl gry i mieli kilka doskonałych okazji do zdobycia bramki. Razili jednak nieskutecznością, co w drugiej połowie się na nich zemściło, bowiem to goście strzelili gola na wagę trzech punktów. - W pierwszej połowie mieliśmy dogodne sytuacje, ale ich nie wykorzystaliśmy i po przerwie zapłaciliśmy za to karę. Był to trzeci mecz z rzędu, w którym bardzo źle rozegraliśmy drugą połowę. Dla drużyny nadszedł ciężki czas - mówi Jasmin Burić.
Bośniacki golkiper kilka razy ratował swój zespół przed utratą bramki, ale przy strzale Mateusza Bartczaka mógł zachować się lepiej. - Zobaczę w telewizji jak padła ta bramka, ale moim zdaniem nie jest ona moją winą - oceniał tuż po meczu Burić. Zadania Bośniakowi nie ułatwiła piłka, co potwierdził strzelec gola. - Te piłki latają jak zwariowane, więc warto uderzać na bramkę - opowiada Bartczak.
Sytuacja poznaniaków zrobiła się dramatyczna. Zajmują oni 14 miejsce w tabeli, czyli ostatnie przed strefą spadkową. Gra na kilku frontach ewidentnie nie służy Lechowi, który dysponuje dość wąską kadrą, którą w dodatku ostatnio prześladują kontuzje. - Na pewno jesteśmy w bardzo złej sytuacji, bo w miesiąc czeka nas osiem ciężkich meczów. Gramy w Lidze Europejskiej i Pucharze Polski, ale najważniejsza jest ekstraklasa, bo sytuacja zrobiła się trudna - dodaje Burić.
Kibice Kolejorza mają jednak obawy czy dla piłkarzy rzeczywiście liga jest najważniejsza. Ich zdaniem zawodnicy spinają się tylko na europejskie puchary. - Kibice bardzo kochają Lecha, który jest ich życiem. Mają więc uzasadnione pretensje. Ja mogę jedynie przeprosić kibiców za przegrany mecz - kontynuuje bramkarz poznańskiej drużyny, który wierzy, że w czwartek lechici znów dostarczą kibicom powodów do radości i osiągną korzystny wynik w spotkaniu z Manchesterem City.