Ta porażka boli naprawdę - rozmowa z Marcinem Budzińskim, pomocnikiem Arki Gdynia

Wciąż nie milkną echa niedzielnego, derbowego spotkania Lechii z Arką. Gdynianie po raz piąty z rzędu musieli uznać wyższość lokalnego rywala. - Do derbów podchodzimy tak samo jak kibice. Dużo rozmyślamy o takim pojedynku. Siedzi w nas to gdzieś głęboko - mówi wyraźnie przygnębiony porażką w Gdańsku w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl, Marcin Budziński.

Piotr Wiśniewski: Emocje derbowe już opadły czy może wciąż siedzi w was ta porażka?

Marcin Budziński: Staramy się zapomnieć o tym meczu...Przed nami kolejne spotkanie...(widać zmartwienie na twarzy Budzińskiego - przyp. red.) Nie ukrywam, że derby były dla nas bardzo ważnym pojedynkiem. Niestety nie udało nam się odnieść zwycięstwa. Podnosimy jednak głowę do góry i przygotowujemy się do potyczki z GKS-em Bełchatów. Uważam, że mamy szansę wygrać sobotnie spotkanie.

Porażka o tyle boli, że Lechia praktycznie nie zaprezentowała walorów, z których słynie. W pierwszej połowie ograniczyliście ofensywne zapędy Lechii. Błąd z drugiej części zaważył z kolei o waszej porażce.

- Często przed tego typu pojedynkami mówi się wiele, napędza atmosferę. Mecz z kolei pod względem piłkarskim zawodzi. Zarówno Lechia, jak i my nie zagraliśmy dobrego spotkania. Bardzo żałujemy sytuacji, po której straciliśmy bramkę. W meczu oddaliśmy zaledwie jeden strzał. Gospodarze również z przodu nie błyszczeli. Mimo to udało im się sięgnąć po całą pulę. Naprawdę boli ta porażka...

Właśnie. Tak na dobrą sprawę trudno myśleć o zwycięstwie, gdy nie oddaje się celnych strzałów na bramkę. Dlaczego praktycznie nie atakowaliście i nastawiliście się głównie na defensywę?!

- Takie mieliśmy założenia. Cofnęliśmy się i graliśmy z kontry. Szybko odbieraliśmy rywalom piłkę, chcieliśmy z tego wyprowadzić groźną akcję, jednak nic z tego nie wynikało. Mimo wszystko do momentu utraty bramki taka taktyka przynosiła nam jednak powodzenie. Zabrakło niewiele do remisu.

Co dzieje się z siłą ofensywną Arki, która praktycznie nie istnieje. Zero strzelonych bramek na wyjeździe w pięciu spotkaniach, a tylko cztery we wszystkich meczach. Nie tak to powinno wyglądać jak na zespół ekstraklasy. Znajdujesz jakieś logiczne wytłumaczenie tej indolencji strzeleckiej?

- Nie znajduję żadnego logicznego wytłumaczenia. Niemniej jednak praktycznie nie oddajemy strzałów na bramkę. Z Lechią tylko raz uderzyliśmy na bramkę, a to dlatego, że później gdańszczanie wyszliby z kontrą. Mało utrzymywaliśmy się przy piłce, posyłaliśmy zbyt wiele długich piłek, które nie trafiały do celu. Nie potrafiliśmy momentami nawet wymienić paru podań. Trudno więc cokolwiek zbudować w takiej sytuacji.

Na przedmeczowej konferencji padło pytanie do obu trenerów kogo widzieliby z drużyny przeciwnej w swoich szeregach. Tomasz Kafarski stwierdził, że chciałby mieć zawodnika grającego w Arce z numerem 10, czyli Marcina Budzińskiego...Jak gra się w takiej sytuacji?

- Staram się nie zwracać uwagi na takie wypowiedzi. Na pewno miło jest słyszeć pochlebne opinie pod swoim adresem z ust trenera drużyny przeciwnej, ale nie wpłynęło to w jakiś sposób na moją grę. Po prostu realizowałem założenia, nakreślone przez trenera Pasiekę.

W meczu z Bełchatowem zapewne liczycie na odbudowanie?

- Musimy wygrać najbliższy pojedynek. Będą to dla nas ważne trzy punkty. Musimy również zacząć strzelać. Mam nadzieję, że odzyskamy skuteczność w meczu z Bełchatowem. Jeśli teraz się odblokujemy to potem może być "z górki".

GKS Bełchatów to solidna i wyrównana drużyna. Wielu fachowców wymieniało ich jako kandydata do spadku. Tymczasem przyjście takiego zawodnika, jak Marcin Żewłakow sprawiło, iż zespół ten może sporo w lidze namieszać.

- Nikt na nich nie liczył, tymczasem swoją grą zadają kłam opinii fachowców. To, co ludzie mówią nie zawsze ma przełożenie na boisko. Takich opinii zresztą nie brakowało także w ocenie naszej siły. Wróżono nam ciężki żywot. A my z kolei pokonaliśmy Jagiellonię, stoczyliśmy równorzędny bój z Lechem w Poznaniu.

Mimo, iż wielu piłkarzy po derbach stwierdza: "trzeba jak najszybciej zapomnieć o porażce, przed nami kolejny mecz" - to po tobie widać, że porażka wciąż w tobie siedzi, odcisnęła swoje piętno. Dla ciebie nie jest to to bowiem mecz jak każdy inny...

- Do derbów podchodzimy tak samo jak kibice. Dużo rozmyślamy o takim pojedynku. Siedzi w nas to gdzieś głęboko. Czekamy na niego. Zdajemy sobie sprawę z rangi meczu. Efekt jest jednak czasem zupełnie inny niż założenia przed meczem. Przed nami jednak kolejna runda i derby, których już za żadne skarby nie możemy przegrać. Mam nadzieję, że będzie lepiej. Czas idzie bowiem do przodu...

...marne to pocieszenie, ale tak pół żartem, pół serio - do sześciu razy sztuka?

- Rzeczywiście tak można stwierdzić (uśmiech - przyp. red.). Do sześciu razy sztuka. Szósty raz nie możemy zostać pokonani. Jestem pewien, że tym razem wygramy. Pokażemy jak gra Arka!

Komentarze (0)