Przed gdynianami pojedynek z zespołem, którego postawa w obecnym sezonie wielu ekspertów zadziwia. W ich mniemaniu GKS miał bronić się przed spadkiem, tymczasem bełchatowianom bliżej do pucharów niż dołu ligowej tabeli. - Obserwując GKS Bełchatów można wysnuć wniosek, iż jest to bardzo wyrównany zespół. Niemal wszyscy zawodnicy mają powyżej 1,80 metra wzrostu. To po pierwsze. Poza tym bardzo dobrze rozpoczęli sezon i grając tym rozpędem zdobyli kilkanaście punktów. Z piłkarzy tam grających na pewno rzuca się w oczy Maciej Małkowski. Druga strona pomocy również prezentuje się świetnie - analizuje Dariusz Pasieka.
- Zresztą cała linia pomocy to siła tej drużyny. Na środku występował ostatnio Gol z Bocianem, ale tego drugiego od pierwszych minut powinien zastąpić Baran. Szkoda, że nie mamy wilka (śmiech)... - kontynuuje opiekun Arki. - Bełchatów większość punktów zdobył na własnym stadionie, a nie na wyjeździe. I w tym tkwi nasza szansa, bo my również jesteśmy drużyną własnego boiska. Nie mamy się czego bać.
Pasieka zdaje sobie sprawę z mocnych punktów drużyny z Bełchatowa, której gra w głównej mierze opiera się na szybkich i błyskotliwych pomocnikach, siejących popłoch w szeregach rywali. - Nasz przeciwnik ma mocne skrzydła, ale u nas grający na bokach obrony Noll i Bruma także prezentują wysoki poziom. Coraz lepiej zaczyna z kolei funkcjonować duet środkowych obrońców Szmatiuk-Rozić. Do tego dochodzi Michał Płotka. W defensywie nie powinniśmy wiec mieć problemów. Chciałbym jednak proporcje przesunąć bardziej do przodu. Szukać szczęścia w polu karnym przeciwnika, gdyż tam popełniają najwięcej błędów - wymienia słabe punkty sobotniego przeciwnika. - Tanevski, nominalny środkowy obrońca gra na boku. Pomyłki zdarzają się parze Lacić-Drzymont. I my chcemy ich sprowokować do popełnienia błędów, które w efekcie przełożą się na bramki.
Siłą Arki mają być stałe fragmenty gry. Problem jednak w tym, że jakość ich wykończenia często pozostawia sporo do życzenia. Owszem gdynianie sporo mają w meczu stałych fragmentów, ale jak do tej pory zdobyli z nich zaledwie dwie lub jak kto woli aż dwie bramki z czterech zdobytych w tej rundzie. - 50 procent naszych bramek zostało zdobytych ze stałych fragmentów gry (śmiech). Szklanka jest albo do połowy pusta albo do połowy pełna... - w swoim stylu odpowiada szkoleniowiec żółto-niebieskich, po czym już całkiem poważnie dodaje: - Tak na poważnie to ciągle doskonalimy ten element taktyczny. Chcemy z dużą precyzją wykonywać stałe fragmenty gry. Przeciwnicy zdają sobie jednak sprawę z naszych atutów, czyli trzech wysokich obrońców. Akurat do nich pretensji nie mam. Bardziej do zawodników, którzy te piłki zagrywają.
I w tym miejscu rodzi się szansa dla Filipa Burkhardta, który może wskoczyć do pierwszego składu wobec absencji Bożoka, ale i również z faktu, iż dobrze bije stałe fragmenty gry. - Właśnie ze względu na stałe fragmenty gry bardzo poważnie rozważam grę w sobotnim spotkaniu Filipa Burkhardta. On dobrze czuje się tym elemencie. Filip potrafi zagrać ładną, dokładną piłkę. Jego atut będziemy chcieli wykorzystać w sobotnim meczu, gdzie przeniesiemy ciężar gry na połowę przeciwnika. Kończąc swoją myśl nie jestem zadowolony z ilości bramek ze stałych fragmentów gry. W tym kierunku oczekuję od drużyny poprawy.