Dałem się porwać "magii Ulatowskiego" po sierpniowym spotkaniu Cracovii z Legią w Warszawie. Trener Pasów wpadł mocno wk... na konferencję prasową. Zapis tego, co się działo w kuluarach stadionu przy Łazienkowskiej może śmiało konkurować z osławionym już monologiem Giovanniego Trapattoniego z czasów pracy Włocha w Bayernie Monachium. "Ula" zaczarował nie tylko mnie, ale i kibiców Pasów, którzy mimo kolejnych porażek, stali murem za szkoleniowcem. To miał być "trener z pasją", o której sam mówił od pierwszego dnia pracy w Cracovii i którą chciał zarazić swoich podopiecznych.
Kiedy Pasy wygrały najpierw z GKP Gorzów Wielkopolski, a później z Arką Gdynią i zremisowały z Zagłębiem Lubin, wydawało się, że drużyna wychodzi na prostą i zaczyna marsz w górę tabeli. Niestety, potknęła się na najbliższej przeszkodzie. Ruch Cracovii wstrzymał... Ruch Chorzów, wygrywając przy Kałuży 3:2 i obnażając efekty działania Ulatowskiego, a raczej ich brak. Po miesiącach pracy z zespołem były asystent Czesława Michniewicza i Leo Beenhakkera nie znalazł recepty na poprawę gry obronnej. Nie pomogły transfery Mariana Jarabicy, Krzysztofa Janusa i Arkadiusza Radomskiego. A propos transferów: teraz, kiedy trenerowi grunt zaczął usuwać się spod nóg, daje do zrozumienia, że wcale nie odpowiadał za sprowadzenie nowych zawodników do zespołu, a kontrowersyjne decyzje o odsunięciu Michała Golińskiego i usunięciu Arkadiusza Barana rozegrały się ponad nim(*). Jeśli faktycznie tak było, to: a) źle się dzieje w Cracovii, skoro obdarzony zaufaniem szkoleniowiec nie ma suwerenności, b) źle świadczy to o samym trenerze, który dla zachowania posady godził się na takie ingerencje... Orest Lenczyk nie był tak podatny na sugestię, więc od pięciu miesięcy trenerem Pasów jest już bohater tego tekstu.
W każdym razie po spotkaniu z Ruchem (7. porażka w sezonie) Ulatowski trwał na stanowisku, ale już mało kto wierzył w jego piękne słowa o "nieuciekaniu z tonącego okrętu" czy "istnieniu dalszego sensu i wiary w pracę z tymi piłkarzami", a prezes Janusz Filipiak rozpoczął poszukiwania nowego szkoleniowca. Ostatni mecz z Polonią w Warszawie mógł być meczem "o głowę" trenera. Mógł być, ale nie był - piłkarzom brakowało determinacji. Gołym okiem widać, że Pasy nie wskoczą za Ulatowskim w ogień. Efekt: gładkie zwycięstwo Czarnych Koszul i dające do myślenia słowa trenera na konferencji. - Wszyscy oczekują, że być może położę swoją głowę, być może ona już wisi, ale to nie ja oceniam, tylko profesor Filipiak. Zobaczymy, jak to się ułoży. Po meczu, w takim emocjach nie chcę nic mówić, bo jest mi strasznie przykro i strasznie źle, że przegraliśmy kolejny mecz. Do dymisji się nie podał. Nie rzucił też frazy-wytrychu o oddaniu się do dyspozycji zarządu (na marginesie: czy jako pracownik klubu nie jest "do dyspozycji zarządu" cały czas?).
W niedzielę jednak pożegnał się z piłkarzami Cracovii, a prezes Filipiak poinformował, że trwają rozmowy na temat rozwiązania kontraktu. Czemu więc Ulatowski poprowadził w poniedziałek trening Pasów? Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi...? No właśnie. Składając rezygnację, młody szkoleniowiec musiałby pożegnać się z klubem bez otrzymania odpowiedniej odprawy. Być może ten błyskotliwy i inteligentny szkoleniowiec cynicznie czeka teraz na desperacki ruch Profesora, którego chce w ten sposób zmusić do zwolnienia go i tym samym wypłacenia pokaźnej sumki. Prezes Cracovii słynie jednak z chłodnego podejścia do takich zagrywek i nawet jeśli miałby na tym finansowo stracić, to nie da się szantażować (przypadek słynnej "Drumlakgate"). Może się więc okazać, że Ulatowski poprowadzi Cracovię - wróć! - będzie się męczył z Cracovią w jeszcze kilku meczach, aż sam zrezygnuje.
Bardzo spodobało mi się określenie, które sformułował jeden z kibiców Cracovii: chwytliwego "Trenera z pasją", które mogło się sprzedać w mediach, przekuł w "Trenera z pensją". Coś w tym musi być, skoro sam szkoleniowiec stracił jakąkolwiek wiarę w dźwignięcie Cracovii z kryzysu, a mimo to kurczowo trzyma się pasiastej skarbonki.
* - druga wersja historii przesunięcia do Młodej Ekstraklasy Michała Golińskiego mówi o tym, że piłkarz jest faworytem Czesława Michniewicza, a wiadomo, jak potoczyła się historia przyjaźni Ulatowskiego i Michniewicza. Z tej samej przyczyny Jarosław Kołakowski miał w lecie szukać nowego pracodawcy dla Bartosza Ślusarskiego, co skończyło się zgrzytem na linii agent-Cracovia po tym, jak ten zaproponował usługi "Ślusarza" Zagłębiu Lubin.