Jacek Gmoch: Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem (video)

W miniony weekend Jacek Gmoch udanie wcielił się w rolę tymczasowego szkoleniowca Panathinaikosu Ateny. Pod jego wodzą Koniczynki pokonały 4:2 Iraklis Saloniki. Ateńska misja Gmocha dobiegła końca, ale on sam przyznaje, że ostrzył sobie zęby na środową konfrontację z Barceloną w ramach 5. kolejki fazy grupowej Ligi Mistrzów.

Gmoch, który od kilku miesięcy pełnił rolę dorady prezydenta klubu, Nikosa Paterasa tymczasowo przejął obowiązki pierwszego trenera po zwolnieniu Nikosa Niopliasa. - W niedzielę (14 listopada - przy. red.) popołudniu zadzwonił do mnie Nikos Pateras i powiedział mi, że potrzebuje pomocy. Odpowiedziałem: dobrze, prezydencie. Poprosił mnie o pomoc, ponieważ sprawy szły coraz gorzej i potrzebna była zmiana - wspomina Gmoch, dla którego był to powrót na ławkę trenerską Koniczynek po 15 latach przerwy.

Początkowo nie było wiadomo ile czasu władzom klubu zajmie znalezienie stałego następcy Niopliasa, więc ogłoszono, że były selekcjoner reprezentacji Polski poprowadzi drużynę w ligowym meczu z Iraklisem Saloniki i spotkaniu Ligi Mistrzów z Barceloną. W sobotę 20 listopada kontrakt z Panathinaikosem podpisał jednak Jesualdo Ferreira i ogłoszono, że mecz z Dumą Katalonii będzie jego debiutem w Atenach. - Kto nie chciałby poprowadzić drużyny w Lidze Mistrzów? Jestem spełniony zawodowo, ale miło byłoby wygrać z Barceloną. Czemu nie? Byłem przygotowany na mecz z Barceloną - mówi Gmoch i dodaje: - Ferreira pracował w Maladze, jest Portugalczykiem, więc będzie dobrze przygotowany do meczu z Barceloną. Jednak ja też byłem gotowy zatrzymać Barcę.

Mecz z Iraklisem mógł zamienić się dla Gmocha w koszmar. Po 21 minutach Panathinaikos przegrywał przed własną publicznością 0:2, by ostatecznie zwyciężyć 4:2. - Trzeba było znaleźć odpowiedni guzik. Jestem charyzmatycznym i doświadczonym trenerem. Musieliśmy określić możliwości zawodników. Futbol jest zbudowany na błędach. Kto popełni mniej, ten wygrywa. Popełniliśmy błędy na początku meczu, ale mieliśmy czas na poprawienie tego - tłumaczy Gmoch.

Polski szkoleniowiec mówi, że nie miał trudności w dotarciu do zawodników Panathinaikosu: - Znałem ich, ale byłem obcy. Jeśli jednak jesteś z tego samego ciasta, to nie jest to trudne. Nie potrzeba wtedy wielu słów.

Misja Gmocha dobiegła końca, a on sam opowiada z właściwym sobie humorem: - Nie używamy łaciny, więc nie powiem veni, vidi, vici. Powiem: przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem. To ciągle dobry zespół. Wierzę w Ferreirę. Obecność Carlosa Freitasa (dyrektora sportowego - przyp. red.) będzie mu pomocna.

Zobacz zwycięski powrót Jacka Gmocha na ławkę trenerską Panathinaikosu Ateny:

Komentarze (0)