Cała sytuacja działa się w 66. minucie meczu. Zagłębie prowadziło z Lechią 1:0 po golu Mateusza Bartczaka. Było zespołem lepszym i 10 minut wcześniej powinno było zdobyć gola z rzutu karnego. Wojciech Kędziora został sfaulowany przez Sebastiana Małkowskiego. "Jedenastki" nie wykorzystał jednak Szymon Pawłowski.
Bardzo szybko zemściło się to, ale głównie dzięki Bartoszowi Rymaniakowi. 21-latek zupełnie niepotrzebnie sfaulował we własnym polu karnym Ivansa Lukjanovsa. Łotysz nie miał szans nic zrobić z piłką. Mimo to Rymaniak go pchnął, a sędzia Mirosław Górecki podyktował rzut karny. - Ja nie podejmę się komentarza - stwierdził Tomasz Kafarski, trener Lechii. Czy to brak doświadczenia? Całkiem możliwe, ponieważ był to dla niego dopiero piętnasty mecz w ekstraklasie.
Natomiast Marek Bajor w przeciwieństwie do Tomasza Kafarskiego nie zamierzał siedzieć cicho i skrytykował swojego zawodnika. - To była niefrasobliwość naszego obrońcy. Prosta piłka. Przeciwnik wychodził z naszego pola karnego. Takie coś nie miało prawa się zdarzyć - irytował się opiekun Miedziowych. - Jeśli jeszcze byłaby to akcja ratunkowa, to jestem w stanie to zrozumieć. Tutaj dla mnie jest za prosty karny. Nie mogę zrozumieć zachowania Bartka i mam do niego oto pretensje. Sytuacja nie była taka, żeby w ogóle próbować coś robić - dodał.
Czy Rymaniak przypłaci tą sytuacją posadzeniem go na ławce rezerwowych? Nie. Kontuzjowany jest podstawowy prawy defensor Grzegorz Bartczak i z konieczności urodzony w Gostyniu Rymaniak występuje w pierwszym składzie. Trzeba jednak dodać, iż była to pierwsza tak poważna pomyłka defensora Miedziowych. Z pewnością ma nauczkę, ale i szczęście, ponieważ Zagłębie wygrało 3:1.
Lechia wykorzystała rzut karny, którym im podarował Rymaniak / Fot. Ł.Haznar