Pierwszy mecz, który zapoczątkował dryfowanie Widzewa w dół tabeli to wyjazdowe spotkanie z GKS. Łodzianie przyjechali do Bełchatowa opromienieni zwycięstwem z liderem ekstraklasy - Jagiellonią Białystok, aż 4:1. Wydawało się, że tak efektowna wygrana doda widzewiakom skrzydeł i pewności siebie. Nic bardziej mylnego - tydzień po rozbiciu podopiecznych Michała Probierza Widzew nie przypominał już zespołu z poprzedniej kolejki. W Bełchatowie łodzianie nie utrzymali remisowego wyniku, tracąc jedynego gola w ostatniej, 94. minucie meczu.
Mecz z GKS zapoczątkował serię kolejnych nieudanych spotkań - porażka z Zagłębiem, remis u siebie z czerwoną latarnią ligi - Cracovią oraz przegrana w Gdańsku z Lechią. Po meczu z ostatnim z wymienionych zespołów widzewiacy znaleźli się nawet w strefie spadkowej. Ówczesny szkoleniowiec łodzian Andrzej Kretek zaznaczał po feralnym spotkaniu w Bełchatowie, że nie miał okazji wystawić optymalnego składu. - Przypominam, że w ostatnim tygodniu graliśmy trzy mecze, mamy dużo kontuzji. Nie tłumaczy nas to, bo w meczu z GKS mieliśmy sytuacje. Oglądaliśmy ten mecz wiele razy i ja sam nie doszukałem się żadnego zagrożenia ze strony Bełchatowa. Albo był spalony, albo sytuacja dla GKS wynikała z tego, że ktoś się od nas poślizgnął - wyjaśniał wówczas trener Widzewa.
Łódzki szkoleniowiec nie poddawał się jednak mimo pogarszającej się sytuacji w tabeli. - Najłatwiej byłoby załamać ręce, stwierdzić, że nie mamy pomocników, wysłać telegram do Lubina, że mecz nie ma sensu i przejść do porządku dziennego. [...] Myślę, że mam zawodników, którzy są w stanie zastąpić tych, którzy wypadli ze składu - mówił przed meczem z Zagłębiem trener Kretek. Czas pokazał jednak, iż był on w błędzie, a Widzew zagrał w Lubinie najgorsze spotkanie w całej rundzie jesiennej.
Idealną okazją do przełamania złej passy wydawał się mecz z ostatnią drużyną ligi - Cracovią. Piłkarze Pasów do spotkania z Widzewem trafili na wyjeździe do bramki przeciwnika tylko raz. Nie dziwiło więc zapowiadanie zdobycia trzech oczek przez łodzian. - Nie wyobrażam sobie straty punktów w meczu z Cracovią - powiedział przed meczem skrzydłowy Widzewa, Krzysztof Ostrowski. Nic z tego - goście wywieźli z Łodzi punkt, remisując 2:2, a co za tym idzie - powiększając swój dorobek wyjazdowych goli trzykrotnie. Jak się później okazało był to ostatni mecz Andrzeja Kretka w roli trenera Widzewa.
Obowiązki poprzednika przejął Czesław Michniewicz, który pracę w każdym nowym klubie zawsze rozpoczynał udanie. Tym razem było jednak inaczej. Pomimo poprawy stylu gry Widzew poniósł najwyższą dotychczasową porażkę w rundzie w Gdańsku z Lechią 1:3. Od spotkania z Bełchatowem łodzianie w czterech kolejkach zgromadzili zaledwie 1 punkt, spadając w tabeli aż o 6 pozycji i znajdując się w strefie spadkowej. Przełamanie nastąpiło w ostatniej kolejce rundy jesiennej. Widzew rozgromił Górnika Zabrze aż 4:0.
Widzew w piętnastu ligowych potyczkach zdobył 23 bramki. Piłkarze trenera Michniewicza to obok Polonii Warszawa najskuteczniejsza drużyna ekstraklasy. Brzmi to o tyle dziwnie, że to osiągniecie nie przekłada się na pozycję w tabeli. Wszystko za sprawą faktu, iż łodzianie w meczach zwycięskich dystansowali rywala zazwyczaj różnicą minimum 3 bramek. Niestety dla Widzewa, takich spotkań było stosunkowo mało. W większości swoich meczów piłkarze klubu z alei Piłsudskiego zbyt łatwo trwonili punkty, przez co nie znaleźli się nawet w środku tabeli.
Wygrana z Górnikiem pozwoliła widzewiakom odetchnąć z ulgą przed przerwą między rundami, a co najważniejsze - uciec ze strefy spadkowej. - W niektórych meczach mieliśmy dużo pecha, a w innych nie graliśmy zbyt dobrze. Idziemy jednak do przodu - widać, że są postępy. Gramy lepiej i oby tak dalej - podsumował ostatnie miesiące Ostrowski.