47-letni Mourinho widzi dla siebie dwie ewentualne drogi po zakończeniu przygody z Realem Madryt (w pierwszym sezonie 26 meczów i tylko jedna porażka, z Barceloną): albo Anglia, albo Włochy, czyli dwa otoczenia, w których już działał.
- Kiedy oglądam w telewizji Chelsea - mówi w rozmowie z "La Gazzetta dello Sport" - po trzech latach od rozstania, potrafię kontrolować emocje, nawet jeżeli grają tam ci sami ludzie co za moich czasów. W przypadku Interu nie jestem jeszcze w stanie tak spokojnie reagować, jest na to za wcześnie.
Komentarz do problemów Rafy Beníteza, jego następcy w Interze: - Znalazł się w sytuacji idealnej. Miał możliwość wygrać trzy trofea, grając ledwie cztery mecze. Każdy trener chciałby stanąć przed taką sytuacją. Ale patrząc z daleka wygląda na to, że zespół znalazł się w trudnym okresie. Wierzę, że od jutra znów będzie to Inter z poprzedniego sezonu, a więc bez presji, radosny, szczęśliwy, pewny siebie.
Jak sam przyznaje, w jego życiowym curriculum brakuje jedynie kadry narodowej: - Praca z Portugalią byłaby doświadczeniem bardziej emocjonalnym niż zawodowym. To dlatego, że nie jestem urodzony do pracy w reprezentacji. Nie można grać w roku dziesięciu meczów przy dwudziestu treningach. To jakby dać Alonso jeździć w rajdach samochodowych, a Sainzowi w Formule 1. Jestem trenerem klubowym, pracującym codziennie, nawet przez dwanaście miesięcy. Mam trzy mecze tygodniowo: jeśli środa jest wolna, jestem smutny.