Rok pracy Bajora: Nie mam się czego wstydzić

Mija rok odkąd pierwszym trenerem KGHM Zagłębia Lubin jest Marek Bajor. Można rzec, że to spory wyczyn, ponieważ w poprzednich latach Miedziowi zmieniali szkoleniowców jak rękawiczki. - Nie mam się czego wstydzić - mówi portalowi SportoweFakty.pl Marek Bajor.

Rola asystenta

Nieobca jest Markowi Bajorowi rola pomocnika pierwszego trenera. Najdłużej pracował z Franciszkiem Smudą. W Lechu Poznań ramię w ramię walczyli o mistrzostwo Polski i w europejskich pucharach. Smuda zawsze mógł liczyć na Bajora będącego tytanem pracy. Jednak ten był w jego cieniu. Ówczesny pupil mediów całą otoczkę skupiał na sobie. Gdy odszedł z Lecha, także Bajor spakował rzeczy i wyjechał. Spotkali się ponownie w Zagłębiu Lubin. Smuda dostał propozycję powrotu do Miedziowych i przyprowadził za sobą Bajora. Ten ponownie został jego prawą ręką. Młody szkoleniowiec z każdym tygodniem miał coraz więcej obowiązków. Pomogła mu decyzja Polskiego Związku Piłki Nożnej, który nominował Smudę na selekcjonera reprezentacji Polski. To właśnie Bajor przejmował drużynę, kiedy pierwszy trener jechał na zgrupowanie kadry. Piłkarze chwalili sobie współpracę z nim. W końcu jednak trzeba było podjąć decyzję, kto zastąpi Smudę.

Pierwsza praca

Wybór padł na Marka Bajora. Wstawili się za nim piłkarze, ale i Franciszek Smuda nalegał, aby dano mu szansę. 17 grudnia oficjalnie został pierwszym trenerem Zagłębia. Już na pierwszej konferencji w odważnym sposób powiedział: - Tak do końca idealnie ze Smudą nie było. Podczas naszej pracy pewne rzeczy uważam, że zrobiłbym inaczej niż trener Smuda i je sobie zanotowałem. Teraz będę z tego korzystał. Będę chciał je wcielić w życie. Bogusław Graboń, przewodniczący rady nadzorczej Zagłębia, tak argumentował wybór Bajora: - Ma poparcie zespołu. Poprzedni młodzi trenerzy nie byli akceptowani przez piłkarzy. Z moich informacji wiem, że pan Marek cieszy się ogromnym autorytetem wśród naszych zawodników - to bardzo istotna sprawa. Uważam, że osiągnie z tą drużyną sukces - jestem pewien tego.

17 grudzień 2009 roku - Bajor zostaje trenerem / Fot. Artur Długosz

Jak się okazało, przekonywanie Bajora do roli pierwszego trenera trwało kilka tygodni. Smuda usilnie starał się, żeby Bajor podjął taką decyzję. Kilka dni po wyborze na to stanowisko powiedział w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl: - Na początku to było dla mnie zaskoczenie, że trener Smuda widzi we mnie człowieka, który może przejąć ten zespół. Początkowo traktowałem to z przymrużeniem oka, ponieważ nie wiedziałem do końca, czy mówi poważnie na te tematy. Dopiero z czasem zacząłem wierzyć, kiedy coraz częściej przewijało się to w naszych rozmowach. Po roku ponownie zapytaliśmy Bajora o to samo. - Najbardziej dziennikarze powinni ocenić to, co zrobiłem przez rok. Ja nie chciałbym czymś się chwalić. Nie było łatwo podjąć decyzję o prowadzeniu zespołu. Teraz uważam, że była ona słuszna. Pracuję na tyle, na ile mogę, żeby zespół grał najlepiej jak potrafi. Ludzie z boku powinni mnie ocenić. Ja nie mam się czego wstydzić - przyznaje w rozmowie z naszym portalem.

Brak doświadczenia i licencji

Zaraz pojawiły się głosy krytyki, że Bajor jest mało doświadczonym trenerem i nie poradzi sobie na tym stanowisku. Tymczasem wypłynął jeszcze jeden problem: trener nie miał odpowiednich uprawnień, aby prowadzić zespół w ekstraklasie. PZPN, kiedy wybierał Smudę na selekcjonera reprezentacji, obiecał, że Bajor dostanie warunkową licencję. Sprawa jednak dłużyła się i istniało prawdopodobieństwo, że lubinianie będą musieli zatrudnić trenera "słupa". W końcu Bajor dostał to, co mu obiecano i mógł spokojnie prowadzić zespół w meczach ligowych. Po rundzie jesiennej było jasne, że drużyna będzie walczyła o utrzymanie. Przed Bajorem było trudne zadanie.

Piękna gra

Tymczasem Zagłębie rzuciło wszystkich na kolanach i grało na początku rundy wiosennej pięknie dla oka. Raz za razem wygrywało swoje spotkania. W sumie skończyło się na czterech z rzędu, a fani zapamiętają m.in. zwycięstwo z Polonią Warszawa. Długo utrzymywał się remis 0:0. Na dodatek sędzia podjął błędną decyzję o wyrzuceniu z boiska Mouhamadou Traore. Pod koniec meczu kapitalną akcję przeprowadził Iljan Micanski. Przebiegł pół boiska, "wkręcając" w ziemię obrońców, a następnie pokonał Sebastiana Przyrowskiego. Zagłębie grało z polotem i każdy w lidze liczył się z Miedziowymi. O spadku nie było już mowy.

Jednak Marek Bajor nie potrafi wskazać meczu, który najbardziej utkwił mu w głowie. - Było parę fajnych spotkań w naszych wykonaniu. Nie chciałbym któregoś wyróżniać szczególnie. Pamiętam nasze zwycięstwo w Bełchatowie z GKS-em (3:1), albo w Poznaniu z Lechem (1:0). Jest zatem co wspominać, ale były też mecze, o których chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć. To było takie przeplatanie: były zwycięstwa i porażki. Różnie było podczas tego roku - wspomina.

Jesienią 2010 roku już tak dobrze nie było. Zagłębie zawodziło kibiców, którzy do dzisiaj nie potrafią zapomnieć swoim pupilom porażki ze Śląskiem Wrocław. Było też kilka dobrych spotkań. Miedziowi pokonali przecież Lecha Poznań i Legię Warszawa. W tabeli zajmują dziesiąte miejsce.

Spora różnica w obowiązkach

Bajor miał już okazję być pierwszym trenerem i asystentem. Potrafi zatem ocenić obie funkcje. - Na pewno jest duża różnica. To pierwszy trener decyduje o wszystkim. Można słuchać podpowiedzi asystentów, ale to ja zawsze podejmuję ostateczną decyzję. Pierwszy trener ma dużo więcej problemów, rzeczy na głowie niż będący obok współpracownik. Miałem okazję być gdzieś tam z boku i wiem jaki jest to przeskok. Z pewnością nie jest to łatwe zadanie, a obowiązków przybywa od groma - mówi portalowi SportoweFakty.pl.

Przez 12 miesięcy pracy w Zagłębiu nie odbyło się bez problemów. W pewnym momencie kibice domagali się dymisji Bajora. Jerzy Koziński, prezes Zagłębia, na każdym kroku podkreślał, że nie ma mowy o zwolnieniu. Fani przed sezonem zarzucili Bajorowi, iż jest minimalistą, ponieważ w wywiadach prasowych przekonywał, że drużyna nie będzie walczyła o czołowe lokaty. W Lubinie odebrano to jako brak ambicji. Trener odpowiadał, że to realne spojrzenie i, jak się teraz okazuje, miał rację.

Marek Bajor na ławce trenerskiej / Fot. Łukasz Haznar

Źródło artykułu: