W środowym pojedynku z Norwegią Robert Lewandowski zagrał w kadrze po raz 30. Strzelił też dziesiątą bramkę. Wcześniej zdobył dwa gole przeciwko Wybrzeże Kości Słoniowej.
- W kadrze o gole trudniej niż w klubie. Słabsze jest zrozumienie i zgranie, mało ze sobą trenujemy. W reprezentacji, jak na początku w Lechu, trener Smuda odsuwa mnie od bramki rywala. W Lechu napastnikiem był Rengifo, za Peruwiańczykiem grałem ja i Semir Stilić. Ale też strzelałem bramki. Najlepiej czuję się w ataku, ale nie narzekam, gdy gram w pomocy. Może trener uważa mnie za uniwersalnego ofensywnego gracza, który poradzi sobie na wielu pozycjach? Tak samo jestem ustawiany w Borussii, więc wiem, co robić - mówi Gazecie Wyborczej napastnik Borussii Dortmund.
W Bundeslidze Lewandowski jest tylko rezerwowym. Rozegrał 21 meczów i aż 17 razy wchodził na boisko z ławki. - Nigdy nie pogodzę się z rolą rezerwowego, ale sezon wciąż trwa. Gdybym więcej grał, czułbym się pewniej i swobodniej. Jak w kadrze. W klubie nie mam takiego zaufania od trenera. Walczę o swoje na treningach, nie gram źle, nie zawsze jednak uda się strzelić gola, będąc na boisku przez 20 minut. Ale nie będę, jak Barrios, latał do mediów i skarżył się, że nie gram [po meczu ze Stuttgartem paragwajski napastnik Borussii powiedział w radiu, że nie rozumie, dlaczego trener nie wystawia go do jedenastki. W następnym meczu grał od pierwszej minuty, kosztem Lewandowskiego - rb]. Nie powiem: "Muszę grać, bo ja to ja". To nie w moim stylu. Nie płaczę, a jak będę chciał coś powiedzieć, to porozmawiam z trenerem. Nie zrobię jednak "kwasu" w drużynie, nie zepsuję atmosfery narzekaniami - dodaje.
Źródło: Gazeta Wyborcza.