Powodem zaproszenia Mourinho do studia była podkreślana przez niego wiara i jej znaczenie w jego życiu. Zapytany, czy kiedykolwiek zastanawiał się co Bóg myśli o nim, odpowiedział: - Musi uważać mnie za dobrego człowieka, bo inaczej nie dałby mi tak wiele. Mam niesamowitą rodzinę i pracuję tam, gdzie zawsze o tym marzyłem. On tak bardzo mi pomógł przebrnąć przez wszystkie etapy, że musi mieć o mnie dobrą opinię.
Wywiad Mourinho dla kontrolowanej przez zakony jezuitów i dominikanów stacji Cope jest sensacją nie dla prasy hiszpańskiej, a włoskiej. W Italii, gdzie przez dwa lata pracował z Interem, śledzą każdy ruch Portugalczyka. Pierwsza strona "La Gazzetta dello Sport" cytuje jego słowa, zastrzegając, że to nie umieszczany także codziennie na czołówce żart.
Rozmowa z Radio Cope rozwija się tak, że Mourinho jest pytany o to, dlaczego nie poprosi Boga, by np. zamknął Messiego w klasztorze lub nie sprawił, że Xavi będzie zamiast piłkarza astronautą: - Piłka podoba mi się za bardzo - mówi Mourinho - żebym mógł prosić, by coś stało się największym jej postaciom.
Na koniec religijnej dysputy przyrzeczenia: - Nigdy nie mógłbym trenować Barcelony, ani Juventusu. Jestem kimś, kto poświęca się w zbyt szczególny sposób swojej drużynie, by potem trenować rywali.