Rok rządów Mazura przy Roosevelta: Droga usłana różami, a róża ma kolce...

1 marca 2010 roku nowym prezesem Górnika mianowany został nikomu nieznany doradca podatkowy Łukasz Mazur. Przejmował zabrzański klub na kilka dni przed startem rundy wiosennej, na piątym miejscu tabeli pierwszej ligi. Dziś sternik beniaminka ekstraklasy należy bez wątpienia do najbardziej wyrazistych postaci polskiego piłkarskiego półświatka.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Nominacja Łukasza Mazura na fotel prezesa Górnika Zabrze była dla wielu dużym zaskoczeniem. Prędzej przypuszczano, że miejsce niecieszącego się sympatią kibiców Jędrzeja Jędrycha zajmie wiceprezes Allianz Polska, Michael Mueller. Tymczasem funkcję sternika najbardziej utytułowanego klubu w Polsce powierzono nikomu nieznanemu prawnikowi i doradcy podatkowemu z Tarnowskich Gór, którego jedynym z dotychczasowych powiązań z futbolem było to, że lubi piwo i od lat swojego dzieciństwa jeździł na mecze zabrzańskiej drużyny przy Roosevelta.

Rozstania i powroty

Pierwsze tygodnie pracy Mazura stały pod znakiem poszukiwań nowego dyrektora sportowego, ostatecznie zakończonych sukcesem. Funkcję szefa pionu sportowego przejął bowiem Tomasz Wałdoch, były kapitan reprezentacji Polski, obrońca m.in. Vfl Bochum, Schalke Gelsenkirchen i Górnika właśnie. - Chcę budować klub w oparciu o ludzi, dla których Górnik to coś więcej niż miejsce pracy, do którego przychodzi się na osiem godzin i wraca do domu - zapowiadał prezes śląskiego klubu. Na pierwsze efekty pracy duetu trzeba było czekać do lata.

Wcześniej Trójkolorowi na kolejkę przed końcem rozgrywek zapewnili sobie awans do ekstraklasy. - Trzeba powiedzieć, że do ekstraklasy to my się wczołgaliśmy, a nie weszliśmy - przyznał Mazur, zaznaczając przy tym, że drużynie potrzeba gruntownych zmian. Tak też się stało. W połowie czerwca Górnik zrezygnował z pięciu zawodników, którzy na wiosnę mieli pewne miejsce w wyjściowej jedenastce śląskiej drużyny. Tym sposobem z Zabrzem pożegnali się Robert Szczot i Przemysław Pitry. Co bardziej oporni Michał Karwan, Damian Gorawski i Paweł Strąk zostali przesunięci do B klasy, gdzie występował reaktywowany zespół rezerw Górnika.

W ich miejsce na Roosevelta w letnim okienku transferowym trafiło aż trzynastu nowych zawodników. I tym razem nie obyło się bez powrotów. Stabilizację na prawej obronie miał zapewnić Michał Bemben, który pierwsze kroki w piłkarskiej karierze stawiał właśnie w Zabrzu, a potem kontynuował ją m.in. na boiskach niemieckiej Bundesligi, i Piotr Gierczak, dla którego było to trzecie podejście do Górnika w zawodniczej karierze. Nie zabrakło także zawodników o znanych nazwiskach takich jak Adam Stachowiak i Mariusz Jop, jak i nieźle prosperujących na przyszłość młodych graczy jak Michał Jonczyk, Bartosz Kopacz czy Rafał Pietrzak.

Zmysł stratega

Letni kadrowy misz-masz przyniósł nadspodziewanie dobre efekty. Budowany na prędce zabrzański zespół zaliczył udaną rundę jesienną. W Zabrzu poległy m.in. Ruch Chorzów, Wisła Kraków, Lech Poznań czy GKS Bełchatów. Znacznie gorzej górniczej drużynie szło na wyjazdach. Co prawda na początku rozgrywek Górnik zatriumfował w Lubinie, ale potem przyszły dotkliwe porażki z w Gdańsku i Wrocławiu i dość pechowe w Warszawie i Łodzi. Jesienią doszło też do kolejnych zmian w pionie sportowym. Wałdoch zdecydował się na powrót do Niemiec, a jego miejsce zajął Andrzej Orzeszek, który latem również zaliczył powrót na Roosevelta, podejmując się funkcji trenera zespołu Młodej Ekstraklasy. Byłych zawodników pracujących dziś dla Górnika jest zresztą więcej. Schedę po Orzeszku przejął Józef Dankowski. Drugim trenerem młodego Górnika jest Dariusz Koseła, a skautem Mieczysław Agafon.

Do sukcesów Mazura trzeba też dodać zielone światło, jakie miasto otrzymało od Rady Miejskiej na budowę nowego stadionu. Szef zabrzańskiego klubu był silnym głosem w stadionowej debacie. - Od przyszłego sezonu wymogi licencyjne są takie, że albo nasz stadion będzie w modernizacji, albo w Zabrzu nie będzie ekstraklasy - przestrzegał. Za prezesem krok w krok szli kibice, o dobre relacje z którymi Mazur dbał od samego początku.

Piłkarska zima może nie była w Górniku tak gorąca jak lato, ale i tak śląski klub może poszczycić się kilkoma efektownymi ruchami na rynku transferowym. Do Zabrza znów trafiło dwoje młodych zawodników, którzy mają zbierać piłkarskie szlify w drużynie ekstraklasy i kolejny z graczy, który herb Górnika ma wyryty na sercu, Mateusz Sławik. Bez wątpienia najbardziej spektakularnymi ruchami transferowymi było pozyskanie duetu Słowaków: Michala Gasparika i Roberta Jeża. Obaj byli na jesieni czołowymi postaciami słowackiej Corgon Liga, a Jeż biegał w barwach MSK Żilina po boiskach piłkarskiej Ligi Mistrzów.

Triumf czy porażka?

In minus trzeba zaznaczyć fiasko rozmów z Grzegorzem Boninem na temat nowego kontraktu. Nieco inny pogląd na to z kolei ma Mazur. - Zaproponowaliśmy zawodnikowi warunki porównywalne do tych, jakie swoim zawodnikom płacą Wisła i Lech. Czy fiasko rozmów jest naszą porażką? Nie uważam tak.To wszystko, co się teraz dzieje w Górniku jest efektem ery nie ponoszenia porażek w negocjacjach z piłkarzami. Każdy zawodnik, jakiego chcieliśmy wynegocjował w Zabrzu kontrakt, jakiego chciał i teraz to się odbija czkawką- dedukował szef Górnika.

Problemy finansowe były jednym z głównych problemów, z jakimi śląski klub musiał się zmagać w rundzie jesiennej. Płacił tym frycowe za rok gry z wydatkami ponad stan w pierwszej lidze. Dziś szacuje się, że zadłużenie Górnika to ok. 10 mln złotych. - Uczciwie rzecz biorąc Górnik ma więcej zadłużenia. Fundamentalną sprawą jest jednak struktura tego zadłużenia. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że połowa tych zobowiązań, to zobowiązania wobec głównego udziałowca, których spłata jest cały czas negocjowana, to nie jest to takie martwiące - wskazuje Mazur. Po czym dodaje w swoim stylu: - Nasza sytuacja finansowa do najłatwiejszych nie należy, ale jeszcze nie bijemy na alarm i nie opuszczamy okrętu. Gdybyśmy my mieli alarmować, to np. działacze Wisły strzelaliby sobie chyba w głowę.

Kindersztuba "Kozy"

Według wielu prezesowi Górnika brakuje ogłady, a jeden z jego poprzedników, Zbigniew Koźmiński zarzucił mu brak kindersztuby. - Urokiem mediów jest to, że z każdej wypowiedzi można tak naprawdę wybrać to, co się chce. W tytule tego artykułu była wyrwana z kontekstu jakaś wypowiedź pana Koźmińskiego, z którym tak naprawdę nie mam zamiaru i nie będę polemizować. Mnie wystarczy to, że dobrą opinię ma o mnie Jan Kowalski. Ten człowiek pracował w Górniku bodajże przez czterdzieści lat i przeżył wtenczas rządy większej ilości prezesów niż pan i ja pamiętamy wspólnie - kwitował ze śmiechem Mazur.

Jego roczna kadencja w Zabrzu była drogą usłaną różami, a róża ma kolce. Swoim ciętym językiem wprawia we wściekłość kibiców rywali Górnika zza miedzy. Ostatnio stwierdził, że wolałby, żeby Górnik sezon zaczął od trzech zwycięstw i przegrał z Ruchem, niż odwrotnie, bo derby w Chorzowie go nie elektryzują. Dla jednych to nieokrzesany cham, dla drugich wybitny strateg i jeden z najlepszych prezesów polskiej ekstraklasy. Bez wątpienia Łukasz Mazur jest osobą, wobec której nie można przejść obojętnie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×