Orest Lenczyk, szkoleniowiec Śląska Wrocław w meczu z Legią Warszawa zaskoczył wyjściowym składem swojej drużyny. Do gry desygnował on Tomasza Szewczuka i Marka Gancarczyka. Szewczuk, który znany jest w gry w ofensywie w pewnym fragmencie spotkania grał w środku pomocy. - Szewczuk już był w grze, już był na boisku. Wiedział co się tam dzieje, jak się poruszają przeciwnicy. My w meczach sparingowych ustawialiśmy go na co najmniej czterech pozycjach, a to jest chłopak na tyle doświadczony i... Wydaje mi się, że zatkał dziurę. Cały czas czekaliśmy na to, żeby jednak tam wstawić Antka (Łukasiewicza - dop.red) albo Elsnera - komentował po spotkaniu Lenczyk.
Ostatecznie na boisku pojawił się Antoni Łukasiewicz. Ten piłkarz zagrał po raz pierwszy po długiej przerwie spowodowanej kontuzją. - Nie chcę powiedzieć, że to był gest w stosunku do Antka, że wystąpił na Legii jako warszawianin, ale po meczu mogę powiedzieć, że cieszę się, że tak się stało. On długo czekał na grę - dodał szkoleniowiec WKS-u.
Kolejnego ładnego gola zdobył Przemysław Kaźmierczak, pomocnik zielono-biało-czerwonych. Ten sam piłkarz nie wykorzystał jednak rzutu karnego. - Z pewnością bramki Borysiuka i Kaźmierczaka były bardzo ładne. Nie chcę się zatrzymywać dłużej nad Kaźmierczakiem, bo podobno strzelił ciut za wysoko tego karnego. Nie pamiętam na treningu, żeby tak kopnął - powiedział "Nestor" polskich trenerów.
Była to już druga "jedenastka", której nie wykorzystał ten zawodnik. - Wyznaczani są trzej zawodnicy. Kaźmierczak, Mila i Diaz. Wydaje mi się, że Diaz strzela najlepiej. Dwójka miała podejść do piłki i decydować, który strzela - wyjaśniał Lenczyk. Cristian Diaz mecz spędził na ławce rezerwowych.
Znów z bardzo dobrej strony pokazał się także Marian Kelemen, słowacki golkiper WKS-u. - Absolutnie Kelemen stanął na wysokości zadania i pomógł chłopcom ten mecz nawet wygrać pomimo, że ktoś mógł mieć zastrzeżenia do jego interwencji przy pierwszej bramce, której prawie nie było, bo z pewnością był zasłonięty - podsumował trener drużyny z Wrocławia.