Wisienką na torcie w Wielkich Derbach Śląska był trzeci gol zdobyty przez Niebieskich. Po wybiciu piłki przez Mariusza Jopa, na trzydziestym metrze dopadł do niej, rozgrywający dobry mecz, Marcin Malinowski. Gracz, który znany jest z mocnego uderzenia, bez namysłu huknął i piłka wpadła do siatki. - To były ułamki sekund. Podjąłem decyzję o strzale i jak było widać, była to bardzo dobra decyzja - cieszył się zawodnik, który strzelił swojego pierwszego gola przy Cichej.
"Malina" podkreślił, że Waldemar Fornalik w szatni nakazał zawodnikom Ruchu często próbować swoich sił w strzałach z dystansu. - Zresztą zawsze szkoleniowiec nam tak mówi - dopowiedział pomocnik, który wyeliminował z gry kreowanego na lidera Trójkolorowych Roberta Jeża.
W pierwszej połowie chorzowianie rzadziej próbowali strzelać na bramkę gości. Po przerwie sytuacja uległa poprawie. - Gra się tak jak przeciwnik pozwala. W pierwszej połowie Górnik grał bardziej agresywnie, nie pozwalał nam wiele. Dochodziliśmy do sytuacji, ale strzałów było jak na lekarstwo - tłumaczył doświadczony zawodnik.
Kilka godzin przed meczem w Chorzowie zaczęło intensywnie sypać. Przez opady śniegu pojedynek rozpoczął się z opóźnieniem. - Przyznam się, że zastanawiałem się czy sędzia w ogóle dopuści do tego spotkania. Na całe szczęście dla nas derby się odbyły - stwierdził Malinowski. - Myślę, że zagraliśmy nieźle. Oby tak dalej. Mam nadzieję, że w każdym kolejnym spotkaniu nasza gra będzie coraz lepsza - wyraził na koniec nadzieję 35-letni gracz.