Wiślacy pożegnali się z pucharem po ćwierćfinałowym dwumeczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Górale wygrali pierwsze spotkanie w Krakowie 1:0, a w rewanżu Wisła prowadziła już 2:0, by pozwolić pierwszoligowcom na doprowadzenie do remisu.
- Wynik z Podbeskidziem będzie dla drużyny motywacją, ale moim zdaniem na tym etapie rozgrywek zawodnicy nie potrzebują dodatkowej motywacji. Wszyscy są rozczarowani tym, co się stało w Pucharze Polski, ale jesteśmy skupieni na walce o mistrzostwo - komentuje Maaskant.
Od dwóch kolejek Biała Gwiazda jest liderem, wygrała siedem spotkań z rzędu, a wyniki innych drużyn z czołówki powodują, że wiślacy powiększają przewagę nad nimi. Po 19 serii gier krakowianie mogą odskoczyć rywalom nawet na siedem punktów. - W tej kolejce wszystkie mocne drużyny grają ze sobą, a my musimy wygrać nasz mecz. My wygraliśmy siedem razy z rzędu i w tych meczach straciliśmy tylko jedną bramkę - to buduje pewność siebie - mówi holenderski szkoleniowiec.
Maaskant jest zwolennikiem stwierdzenia, że mistrzostwo kraju zdobywa się w dużej mierze poprzez systematyczne zdobywanie punktów z drużynami z dolnych rejonów tabeli, jakim jest między innymi bytomska Polonia, która broni się przed spadkiem: - Tak się mówi, oczywiście większość punktów zdobywa się z teoretycznie słabszymi rywalami. Nie żebym śledził wcześniej polską ligę, ale słyszałem, że w tym sezonie w tabeli jest bardzo ciasno i każdy może wygrać z każdym jak ostatnio Cracovia z Lechem. Potrzebujemy punktów zdobytych na drużynach z niższych miejsc.
W minionej kolejce Polonia dość niespodziewanie zremisowała na wyjeździe z Koroną Kielce 3:3. - Widziałem te trzy bramki Polonii. To była niespodzianka, bo Polonia nie zdobywa wielu goli. To dobra drużyna, która próbuje rozsądną grą wygrać mecz - zauważa Maaskant, który nie krył również zaskoczenia z faktu, że niedzielny mecz poprowadzi Marcin Borski, czyli ten sam arbiter, który był rozjemcą środowego rewanżu 1/4 finału Pucharu Polski z Podbeskidziem: - Jestem tym zaskoczony. Nigdy nie słyszałem o rozgrywkach, gdzie ten sam sędzia sędziuje jednej drużynie dwa razy z rzędu w odstępie trzech, czterech dni. To dla mnie niespodzianka, ale szanuję pracę arbitrów. Każdy musi robić swoje.