Na starcie rundy wiosennej Górnik imponował formą strzelecką. W trzech przedderbowych starciach zabrzanie strzelili aż siedem bramek tracąc zaledwie trzy. W piątkowej batalii o prym na Górnym Śląsku beniaminek przegrał jednak gładko z Ruchem Chorzów 0:3 (0:0), nie mając nic do zaoferowania w ofensywie.
- Byliśmy po prostu słabsi i o tym świadczy wynik - przyznaje Daniel Sikorski, napastnik drużyny z Roosevelta. - Już przed meczem wiedzieliśmy, że wszystko ustawi jedna bramka i tak też się stało. Ruch strzelił bramkę po naszym błędzie, my musieliśmy zaatakować i nadzialiśmy się na dwie kolejne kontry. Nie ma co szukać usprawiedliwienia. Ruch wygrał zasłużenie i ta porażka bardzo boli - dodaje gracz beniaminka ekstraklasy.
W piątkowy wieczór w Chorzowie doszło do niespodziewanego załamania pogody. Sypnęło śniegiem, który przy dodatniej temperaturze szybko na murawie zamienił się w błotnistą masę utrudniającą rozgrywanie ataku pozycyjnego, na jaki Górnik był w tym meczu nastawiony. - Ruch był lepiej przygotowany na warunki pogodowe - tłumaczy najskuteczniejszy strzelec zabrzan w zimowych sparingach.
- Momentami nasza gra wyglądała tak, jakbyśmy w ogóle zapomnieli jak się gra w piłkę. Szkoda, że pogoda była taka, a nie inna, bo na normalnym boisku na pewno ten mecz w naszym wykonaniu wyglądałby inaczej - przekonuje były zawodnik rezerw Bayernu Monachium.
Sikorski piątkowe spotkanie rozpoczął na ławce rezerwowych. Na boisko wszedł na ostatnie dwadzieścia minut, przy ustalonym już wyniku spotkania. - Nie mogłem już nic zrobić. Odrobienie strat w takich warunkach graniczyłoby z cudem. Kiedy wszedłem na boisko murawa wyglądała jeszcze gorzej niż podczas przedmeczowej rozgrzewki, czy potem w przerwie. Ciężko mi oceniać co było głównym powodem naszej porażki, ale na pewno poważnej rozmowy o tym spotkaniu w szatni nie zabraknie. W takich meczach nie wypada przegrywać tak wysoko i w takim stylu. Bez względu na warunki trzeba walczyć o samego końca - wskazuje 23-letni napastnik Trójkolorowych.