Przemysław Kaźmierczak to jeden z najbardziej wartościowych, o ile nie najważniejszy piłkarz Śląska Wrocław. W sobotę w meczu z Lechią Gdańsk piłkarz zdobył już ósmego gola w sezonie. Bramka padła znów po stałym fragmencie gry, lecz tym razem po wyrzucie piłki z autu. - Nie zawsze uda się bramkę z gry strzelić, ale ważne są stałe fragmenty. Myślę, że nie tylko my to pokazujemy, ale w całej piłce jest tak, że jeżeli nie uda się strzelić z akcji, to trzeba wykorzystać stałe fragmenty i zdobyć trzy punkty. W meczach przede wszystkim zgrywam te piłki, bo nie zawsze jest łatwo wrzucić tak futbolówkę, jak teraz Tadzio Socha. Zrobił to idealnie i mogłem to zakończyć strzałem. Większość tych piłek staram się zgrywać w głąb pola. W spotkaniu z Lechią się udało i cieszę się z trzech punktów - wyjaśniał po meczu całą sytuację defensywny pomocnik Śląska.
Gol Kaźmierczaka znów był efektowny. - Myślę, że bramkarz może nie zawsze stoi przy samym krótkim słupku, ale bardziej z tej strony, gdzie jest aut. Jeżeli jest dobra piłka i idealnie się uderzy, to golkiper dostaje ją za kołnierz - opisał swoje trafienie "Kaz".
Śląsk Wrocław nie przegrał już dwunastego spotkania z rzędu. Wrocławianie, mimo kilku kontuzji w zespole i osłabień, zdołali pokonać silną Lechię Gdańsk. - Musimy, tak jak w każdym meczu, dużo pracować całym zespołem. Jeden drugiemu musi pomagać. Widać, że mamy dobry kolektyw. Nieważne kto gra - każdy robi swoje na boisku. Pomaga kolegom i to się liczy - mówi piłkarz drużyny prowadzonej przez Oresta Lenczyka. Zawodnicy WKS-u lechistów pokonali, choć w ostatnich minutach mogli stracić trzy punkty. Piłkarze Tomasza Kafarskiego zaatakowali, zdobyli jednego gola, a na drugiego zabrakło im już czasu. - Niepotrzebnie straciliśmy bramkę. To był mój zawodnik, nie przypilnowałem go. Robiliśmy sobie sytuacje, ale lechiści poczuli, że jest różnica tylko jednej bramki. Tak jak na Legii - gdybym wykorzystał karnego, to byłoby po meczu. Tak i teraz, gdybyśmy nie stracili tego gola, mecz do końca byłby w miarę spokojny. Może niełatwy, ale w miarę kontrolowany - powiedział były reprezentant Polski.
Przemysław Kaźmierczak znów mógł unieść rękę do góry w geście radości / fot. Bartłomiej Wójtowicz
Kaźmierczak, który gra jako defensywny pomocnik, ma na swoim koncie już osiem goli. Do lidera klasyfikacji strzelców ekstraklasy, Andrzeja Niedzielana traci zaledwie dwie bramki. - Byłoby trochę więcej tych goli. Ja nie przykładam wagi do walki o króla strzelców. Najważniejsze są punkty dla nas. Cieszę się bardzo z tej kolejnej bramki, ale najważniejsze, że Śląsk Wrocław odniósł zwycięstwo i idzie w górę tabeli - tam gdzie powinien być - wyjaśnia piłkarz zielono-biało-czerwonych.
Bolączką Kaźmierczaka są jednak rzuty karne. W tym sezonie nie wykorzystał już dwóch jedenastek. - Większość rzutów karnych na treningach wykorzystuję. Gdzieś tam na pewno się zdarza, że się nie strzeli. W meczu z Legią Warszawa za bardzo się odchyliłem. Trzeba sobie dać szansę. Wisła Kraków miała rzut karny, bramkarz obronił, ale udało się dobić. Trzeba wcelować więc w bramkę. Będę się starał cały czas trenować rzuty karne z Sebastianem Milą i Cristianem Diazem. Na boisku podejmujemy decyzje kto strzela i przed meczem trener również sygnalizuje. Zobaczymy kto jak się będzie czuł. Myślę, że kolejnej szansy się nie przestraszę, ale będziemy podejmować decyzje przed samym rzutem karnym - podkreślił były zawodnik między innymi FC Porto i Derby County.
Zawodnik, mimo że wyróżnia się na polskich boiskach, cały czas nie znajduje uznania w oczach selekcjonera reprezentacji Polski, Franciszka Smudy. Na najbliższym zgrupowaniu biało-czerwonych Kaźmierczaka zabraknie. - Nie mam czego żałować, ponieważ nikt się ze mną nie kontaktował. My mamy tutaj swoją pracę do wykonania. Wygraliśmy kolejny mecz i to się liczy najbardziej. Co będzie, to już zależy od trenera Smudy, a nie ode mnie. Wiadomo, że trzeba prezentować w miarę stabilną formę. To jest tak, jak w klubie - trener wystawia skład. Ja muszę skupić się na tym, co najważniejsze, czyli na klubie - powiedział kluczowy zawodnik Śląska Wrocław portalowi SportoweFakty.pl.