Piłkarze łódzkiego Widzewa prowadzili już we Wrocławiu 2:0. Gdy na zegarze przy Oporowskiej pojawiła się 85. minuta zawodnicy Widzewa stracił pierwszego gola, a dziesięć minut później drugiego. Ostatecznie pojedynek zakończył się więc podziałem punktów, który piłkarze prowadzeni przez Czesława Michniewicza mogą traktować jako porażkę.
Widzewiacy bardzo dobrze zagrali w drugiej połowie, kiedy to często myliła się defensywa WKS-u. - Dziękuję trenerowi Michniewiczowi, że Dzalamidze nie grał od początku. Mamy problem w środku obrony. Nie wiem czy z tego to wynika, że kolejny mecz zagrał inny boczny obrońca. Stąd też środkowi obrońcy mają i więcej roboty, a przede wszystkim nie są tak zgrani jako całość bloku defensywnego - mówił już po spotkaniu Orest Lenczyk.
Dzięki remisowi wywalczonemu w potyczce z Widzewem wrocławianie podtrzymali swoją serię meczów bez porażki. Teraz wynosi ona już aż czternaście kolejnych spotkań. - Od początku mojej bytności w tym klubie nadmuchuje się ten balon. Balon ma to do siebie, że jak się go za dużo napompuje to musi pęknąć. Tak sobie pomyślałem w pewnym momencie - szkoda, że on pęknie dziś (w sobotę - dop.red.). Szkoda tych kibiców, którzy bardzo chcieli, żeby Śląsk wygrał. Udało się zremisować, ale kto wie czy po tym meczu troszkę nie opadną te emocje związane z liczeniem spotkań - stwierdził "Nestor" polskich trenerów.
W najbliższej kolejce wrocławianie podejmą Koronę Kielce. - Mecz z Koroną Kielce też nie będzie łatwym spotkaniem - zaznaczył doświadczony szkoleniowiec.
W sobotnim spotkaniu w obronie zielono-biało-czerwonych zagrał Marek Gancarczyk, który zazwyczaj kojarzony jest jako piłkarz ofensywny. Klasowych defensorów w kadrze WKS-u jednak brakuje. - Wiadomo jakich mam zmienników, jakim składem, jaką kadrą manipuluję od dłuższego czasu. Wstawić zawodnika można w każdej chwili - pytanie jest jak to będzie jakościowo wyglądać. Chcę podkreślić, że byłem złośliwy w pewnym momencie w stosunku do własnych zawodników i powiedziałem, że jak zaczynam zmiany robić to się zaczyna źle dziać - komentował Orest Lenczyk.
Trener chwilę później nawiązał do sobotniego spotkania. - Pomyślałem sobie również, że jak zrobiłem pierwszą zmianę to była od razu bramka. Ale potem okazało się jednak, że wprowadzenie Madeja odwróciło losy spotkania. Udało się. Jeżeli drużyna Śląska której jestem trenerem miała szczęście to się podzieliła nim ze mną - podsumował opiekun Śląska.
Łukasz Madej - bohater Śląska w meczu z Widzewem/ fot. Bartłomiej Wójtowicz
Wprowadzenie na boisko Łukasza Madeja okazało się strzałem w dziesiątkę. Madej najpierw sam zdobył gola, a potem wywalczył rzut karny, który na bramkę zamienił Sebastian Mila.