Rudnevs bezcenny dla Lecha

Nie od dziś wiadomo, że Artjoms Rudnevs to jedno z najważniejszych ogniw Lecha Poznań. O tym jak jego brak wpływa na drużynę można było się przekonać w ostatnich meczach Kolejorza, w których Łotysz pauzował z powodu kontuzji. Wrócił jednak na pojedynek z Legią Warszawa i zapewnił poznaniakom trzy punkty.

Artjoms Rudnevs trafił do Lecha na początku sezonu i miał być następcą Roberta Lewandowskiego. Początkowo mało kto wierzył, że będzie on wstanie zastąpić reprezentanta Polski, ale dzięki kilku ważnym bramkom opinia się zmieniła i łotewski napastnik był bardzo chwalony. To w dużej mierze dzięki niemu Lech zaszedł tak daleko w Lidze Europejskiej. W niedzielnym magazynie Liga + Extra były trener poznaniaków, Jacek Zieliński żałował, że nie mógł skorzystać z Rudnevsa w dwumeczu eliminacji Ligi Mistrzów ze Spartą Praga.

W ostatnich kilkunastu dniach 23-letni napastnik zmagał się z urazem i nie mógł wystąpić w trzech meczach Lecha. Ani jedno z tych spotkań nie zakończyło się zwycięstwem poznaniaków. Łotysz wrócił do gry w meczu z Legią, choć rozpoczął go na ławce rezerwowych, ponieważ w tygodniu wrócił do ojczyzny na poród dziecka. Szczęśliwy tata wszedł na boisko w drugiej połowie i w końcówce meczu zapewnił poznaniakom trzy punkty.

Ten mecz pokazał, że Rudnevs jest dla Kolejorza bezcenny. - Jest zawodnikiem dynamicznym i rozerwał trochę defensywę Legii, dzięki czemu zwiększyliśmy siłę ofensywę - mówi Bartosz Bosacki, kapitan Lecha.

Legioniści doskonale zdawali sobie sprawę z klasy napastnika poznaniaków, ale nie zdołali go zatrzymać. - Wszyscy znamy Rudnevsa. Zastanawialiśmy się czy zacznie mecz od początku. Znając jego historię i sprawy rodzinne spodziewaliśmy się, że wejdzie na boisko w drugiej połowie. Jest to wielka indywidualność. Wiedział gdzie się znaleźć i przesądził, że trzy punkty zostają w Poznaniu. Zwracaliśmy na niego uwagę, ale są takie sytuacje, że klasa zawodnika jest tak duża, że nawet uczulanie obrońców na niektóre sytuacje nie ustrzeże drużyny przed takim nieszczęściem, jakie nas spotkało - zakończył Maciej Skorża, trener Legii.

Komentarze (0)