Szymon Mierzyński: Zła passa Legii trwa, a porażkę w Poznaniu można uznać za wyjątkowo bolesną...
Inaki Astiz: Myślę, że tym razem zagraliśmy naprawdę dobry mecz. Wynik nie odzwierciedla tego, co działo się na boisku. Uważam, że byliśmy lepsi, stworzyliśmy więcej klarownych sytuacji. Dlatego rezultat powinien być inny.
Czego zatem brakuje, by Legia wygrywała spotkania, w których prezentuje się korzystniej niż rywal?
- Na to pytanie trudno odpowiedzieć. Musimy być jeszcze bardziej zdeterminowani, zarówno w tyłach, jak i w ofensywie. Ogólnie jednak możemy myśleć pozytywnie. Jeśli w środę w pucharowym meczu z Lechią będziemy walczyć tak jak w Poznaniu, to sądzę, że wszystko skończy się dobrze.
Wróćmy do meczu z Lechem. Czy po faulu na Manu Krzysztof Kotorowski powinien dostać czerwoną kartkę?
- Przyznam, że byłem dość daleko od tej sytuacji. Jednak jeśli zawodnik znajduje się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i mijając go, może skierować piłkę do pustej bramki, to faul powinien być karany wyrzuceniem z boiska. Ciekawe jak potoczyłaby się ta akcja, gdyby Manu nie został nieprzepisowo zatrzymany.
Jak czuliście się na Stadionie Miejskim w Poznaniu? 37 tys. widzów na trybunach to w Polskich warunkach wciąż rzadkość. Do tego większość tych kibiców była wam nieprzychylna...
- Presja była ogromna, ale moim zdaniem poradziliśmy sobie z nią, co było widać na murawie. Liczna publiczność wytworzyła świetną atmosferę. Myślę, że każdy piłkarz chciałby grać w takich warunkach. Frekwencja miała też pozytywny wpływ na poziom widowiska.
Przegraliście w tym sezonie już dziesięć spotkań ligowych. Pod tym względem jesteście lepsi tylko od Cracovii. To niebywała statystyka jak na Legię. Skąd zatem możecie czerpać optymizm przed decydującymi momentami sezonu?
- Choćby stąd, że w Poznaniu zaliczyliśmy bardzo dobry występ. Przy odrobinie szczęścia wynik mógłby być zupełnie inny, bo na pewno mieliśmy lepsze okazje niż Lech. Taki jest jednak futbol. Zdarzają się mecze, w których piłka po prostu nie chce wpaść do siatki.
Jesteście w o tyle dobrej sytuacji, że tabela jest bardzo spłaszczona. Kolejne porażki nie przekreślają szans Legii nawet na wicemistrzostwo.
- Myślę, że najlepszym wyjściem jest skupianie się na najbliższym pojedynku. Nie powinniśmy zastanawiać się nad końcówką rozgrywek, lecz wszystkie siły rzucić na środową potyczkę z Lechią. Jeszcze raz powtórzę: jeśli zagramy tak jak w Poznaniu, to będziemy w finale Pucharu Polski. W lidze podobna dyspozycja też powinna nam przynieść poprawę wyników.
Mimo dość dobrej gry w ostatnim spotkaniu, nadal macie fatalny dorobek w rundzie wiosennej - zaledwie pięć punktów. To musi wpływać na atmosferę w drużynie...
- To prawda, ale zawsze trzeba szukać pozytywów. Tylko to może nam pomóc w dobrym przygotowaniu się do kolejnego spotkania.
Zdobycie Pucharu Polski wydaje się zdecydowanie łatwiejszym zadaniem niż zajęcie zadowalającego miejsca w lidze...
- Tak naprawdę żadne rozgrywki nie są łatwe. Zawsze musisz wyjść na boisko i walczyć od pierwszej do ostatniej minuty. Trzeba też pokazać rywalowi, że jesteś od niego lepszy. Nie podchodzimy do Pucharu Polski na jakimkolwiek luzie, to byłoby błędem.
W ostatnich tygodniach pojawił się temat ewentualnego zwolnienia Macieja Skorży. Jak wam, zawodnikom układa się współpraca z trenerem?
- Zawsze gdy brakuje wyników, to dziennikarze zaczynają spekulować na temat zmian w sztabie szkoleniowym. To dość powszechne zjawisko. My jednak stoimy murem za trenerem, tworzymy przecież jeden zespół. Mogę zapewnić, że w szatni wszystko jest w porządku, na pewno nie ma złej atmosfery.
Nie da się jednak ukryć, że do pełni szczęścia ciągle czegoś wam brakuje. Gdzie tkwi problem?
- Najłatwiej stwierdzić, że wystarczy strzelić o jednego gola więcej niż przeciwnik. Rzeczywistość natomiast nie jest tak łatwa. Gdybym wiedział, jaka jest recepta na odnoszenie zwycięstw, to bym to powiedział.
Z lewej Inaki Astiz