- Szkoda, że znów trafił mi się samobój - kajał się po końcowym gwizdku arbitra 28- letni defensor. Początek meczu w wykonaniu wychowanka Polonii Warszawa był rzeczywiście niepewny. Po zdobyciu samobójczej bramki Bąk grał zachowawczo i nerwowo. Gdy jednak "Biało-Zieloni" za sprawą Abdou Razacka Traore wyrównali i przejęli inicjatywę, również obrońca gdańszczan zaczął grać lepiej, będąc od tego momentu piłkarzem nie do przejścia dla rywali.
- W momencie gdy straciliśmy bramkę, usłyszałem od Pawła Kapsy komendę, abym spróbował wybić futbolówkę. Widziałem, że Kapsa wyszedł trochę do przodu, a potem się cofnął. Piłka szła zresztą dość blisko mnie, więc to był odruch, poza tym nie wiedziałem czy ktoś za mną jest, tak więc spróbowałem ją wybić. A jak wyszło- widzieli wszyscy - opisał dokładnie sytuację z 8. minuty Bąk.
Na szczęście dla Bąka, Lechia szybko wyrównała, a w drugiej połowie już w pełni kontrolowała przebieg boiskowych wydarzeń. - Wyrównująca bramka pozwoliła nam uwierzyć w to, że Legia jest do pokonania. W drugiej części gry przeważaliśmy i to zdecydowanie, dzięki czemu trzy punkty pozostały w Gdańsku. Teraz mamy chwilę, żeby usiąść z rodzinami do stołu, porozmawiać i wyciszyć się, a później wrócić do treningów, bo przed nami jeden z najważniejszych meczów w tym sezonie. Chodzi oczywiście o derby z Arką Gdynia. Musimy zdobyć w nim trzy punkty, nawet po trupach - podsumowuje.