Drużyna jest systematycznie przebudowywana - rozmowa z Maciejem Bartoszkiem, trenerem PGE GKS Bełchatów

W tabeli rundy wiosennej PGE GKS Bełchatów zajmuje dopiero 12. miejsce i ma na koncie tylko jedno zwycięstwo. Trener Maciej Bartoszek zachowuje jednak spokój i liczy, że niebawem doczeka się wygranych - zarówno u siebie, jak i na wyjazdach.

Szymon Mierzyński: Wielkanoc spędziliście w dobrych humorach, wszak wszyscy w waszym obozie podkreślali, że ostatni remis z Lechem to zadowalający wynik. Pokazaliście w ten sposób, iż nie musicie przegrywać z faworytami...

Maciej Bartoszek: Wcześniej zdarzyła nam się porażka z Wisłą, choć całkiem nieźle zaczęliśmy to spotkanie. Problemem był czas tuż po przerwie, gdy myślami byliśmy jeszcze w szatni i zostaliśmy zupełnie zaskoczeni. Do tego Łukasz Sapela miał słabszy dzień.

Sapela zrehabilitował się jednak w Poznaniu...

- Dokładnie tak. Wszyscy widzieli, że bronił dobrze. Pomimo poprzednich niepowodzeń, udowodnił, że jest klasowym bramkarzem.

Czy w spotkaniu z Lechem nie można było pokusić się o coś więcej niż remis?

- Analizując nasze wyniki, trzeba zwrócić uwagę na pewne fakty. GKS jest systematycznie przebudowywany. W porównaniu do poprzedniego sezonu nasze szeregi opuściło kilkunastu piłkarzy, z których większość grała w podstawowym składzie. Nie zamierzam roztrząsać tej sytuacji, chcę jednak zaznaczyć, że ta drużyna ma prawo, zwłaszcza na trudnym terenie, zaliczyć jakieś potknięcie. Najważniejsze, by umieć się z tego podnieść.

W Poznaniu nie mógł pan skorzystać z Macieja Małkowskiego i Tomasza Wróbla. To znalazło odzwierciedlenie w grze ofensywnej, bo sytuacji strzeleckich zbyt wiele nie wypracowaliście. Czy brak skrzydłowych to aż tak duży problem dla GKS?

- Wszystko zależy od podejścia. Gdy obieramy system 4-2-3-1, z wysuniętym napastnikiem i dwoma nominalnymi skrzydłowymi, to pojawiają się opinie, że prezentujemy defensywny styl. Tymczasem w Poznaniu Małkowskiego i Wróbla zabrakło, ale był taki moment, kiedy na murawie przebywało trzech napastników. Nie można wpadać w schematy. Nigdy nie wiadomo, czy możliwość skorzystania z tych dwóch piłkarzy poprawiłaby znacząco naszą grę. Myślę, że w starciu z Lechem ofensywni zawodnicy starali się być kreatywni. Oczywiście nie zawsze to wychodziło, lecz dla mnie najważniejszy jest fakt, że zrealizowaliśmy większość założeń. Zabrakło tylko gola.

Gdzie zatem tkwi większy potencjał ofensywny w GKS - na bokach, czy w środku?

- Uważam, że jesteśmy dość zrównoważonym zespołem, do czego zresztą zawsze dążyłem. Akcenty są rozłożone równomiernie, na wszystkich pozycjach może zagrać po kilku zawodników. Czekam tylko na powrót Jacka Popka i Wojciecha Jarmuża. Gdy będę miał ich do dyspozycji, to nie przewiduję żadnych problemów z zestawieniem wyjściowej jedenastki.

Jedną z gwiazd GKS jest Dawid Nowak. To piłkarz uważany za spory talent, ale w tym sezonie zdobył tylko pięć goli. W Poznaniu też nie błyszczał. Czy nie wymaga pan od niego więcej?

- Jeśli już mówimy o meczu z Lechem, to równie dobrze można użyć argumentu, że Artjoms Rudnevs też nie potrafił strzelić bramki. To był specyficzny pojedynek. Poprzeczka była postawiona wysoko i trudno było się wyróżnić.

Wiosną GKS zainkasował do tej pory osiem punktów. To niewiele, zwłaszcza biorąc pod uwagę waszą niezłą postawę w rundzie jesiennej...

- Znów muszę wrócić do spraw kadrowych. Zimą wykonywano ruchy w obie strony, ale jednak doznaliśmy pewnych strat. Brakuje mi zwłaszcza Janusza Gola. Nie demonizowałbym wyników z rundy wiosennej. W tym roku mieliśmy kilka trudnych wyjazdów, a mimo to z większości z nich przywieźliśmy po jednym punkcie. Cały czas czekam na zwycięstwo na boisku rywala i myślę, że zasmakuję go jeszcze przed końcem sezonu. W najbliższym czasie mamy natomiast dwa spotkania u siebie - z Koroną Kielce i Arką Gdynia. Nie ukrywam, że w tych potyczkach liczę na komplet oczek.

Czy koszmarna porażka z Cracovią z ostatniej kolejki pierwszej rundy ma jeszcze jakikolwiek wpływ na wasze poczynania?

- Niejedna drużyna przeżyła coś takiego i dlatego nie warto do tego wracać. Taki jest futbol i to nie tylko w Polsce, ale także w ligach europejskich. Trzeba się skupić przede wszystkim na przyszłości.

Dopiero w czwartym wiosennym meczu odnieśliście pierwsze tegoroczne zwycięstwo. Czy wcześniej atmosfera nie była gorąca? Nie obawiał się pan utraty posady?

- Jeśli chodzi o moją pracę, to nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał. Atmosfera w klubie natomiast jest bardzo pozytywna. Trudno, żeby było inaczej, skoro pensje są płacone na czas i nic nam się nie wali na głowę. Zespół wygląda dobrze, nie ma żadnych powodów do zmartwień.

Komentarze (0)