Igor Lewczuk: Dobrze, że skończyło się 0:4

Jesienią gra defensywna Piasta wyglądała dobrze. Wiosną wszystko się posypało, mimo że do składu dołączył doświadczony Igor Lewczuk. Zła gra obronna niebiesko-czerwonych osiągnęła apogeum w meczu z Bogdanką Łęczna.

Piast zagrał fatalnie. Gliwiczanie nie mieli kompletnie pomysłu na grę, a zespół gości wykorzystał to bezlitośnie. - Bogdanka obnażyła wszystkie nasze błędy i dobrze, że skończyło się tylko na 0:4, bo ta porażka mogła być jeszcze wyższa. Szkoda, że my nie strzeliliśmy chociaż jednej bramki, bądź co bądź, na własnym boisku. Taki wynik u siebie, to rezultat, o którym trzeba szybko zapomnieć. Seria bez zwycięstwa wydłuża się do dziewięciu spotkań, a taki zespół, jak Piast nie powinien mieć dłuższej passy bez wygranej, niż maksymalnie dwa mecze - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl zawodnik Piasta Gliwice, Igor Lewczuk. - My naprawdę chcemy, może wygląda to tak, jakbyśmy to olewali, ale tak nie jest. Chcemy się w końcu przełamać, ale chyba im bardziej chcemy, tym gorzej to wygląda. 0:4, to jest naprawdę bardzo zły wynik - dodaje.

- Jeżeli jakiś wyjazd się nie powiedzie, to jest wkalkulowane, bo wiele zależy od przypadku. Jednak po takim meczu nie można mówić o przypadku - zaznacza obrońca.

Z wysokości trybun gra Piasta wygląda tak, jakby piłkarze grali przeciwko Marcinowi Broszowi. Lewczuk jednak stanowczo zaprzecza. - Może to tak wyglądać, ale tak na pewno nie jest. My właśnie dla trenera chcemy wygrać. Wiemy jak jest, kibice mają nas dość, mają dość wszystkich z Piasta, a my chcemy pokazać, że jesteśmy za trenerem, że jesteśmy drużyną. Ale co można powiedzieć po takim meczu? Wynik jest straszny, a trzeba żyć dalej - twierdzi.

Teraz przed Piastem spotkanie z Podbeskidziem w Bielsko-Białej. Z taką grą, jaką prezentują gliwiczanie mecz z zespołem Roberta Kasperczyka może zakończyć się jeszcze większą katastrofą, niż porażka z Bogdanką. - Życie i piłka nożna są przewrotne. Raz jest 0:4, a następnym razem 4:0. Przed meczem z Podbeskidziem nie chcę mieć żadnej nadziei. Chcę po prostu wyjść na boisko przede wszystkim dla siebie, bo obecnie nie można powiedzieć, że gramy dla kibiców. Nie jest nam wesoło z tego powodu. To nie jest tak, że fani są źli, a my jesteśmy zadowoleni, czy naprawdę przygnębieni, a potem to mija. Wcale tak nie jest. Chcemy, chcemy, ale nic z tego nie wynika - zakończył Igor Lewczuk.

Źródło artykułu: