W meczu Polonii z Górnikiem obecne było wszystko, co potrzebne jest do stworzenia prawdziwej piłkarskiej uczty. Zawodnicy obu drużyn byli zdeterminowani, by szalę zwycięstwa przechylić na swoją stronę do tego stopnia, że by ostudzić ich zapędy sędzia Radosław Trochimiuk musiał przed czasem wyrzucić z boiska Michała Pazdana i Petera Hricko.
Czy słusznie? - Nie wiem co on odgwizdał. Na pewno nie faulowałem w tej sytuacji - komentował na gorąco obrońca Górnika, który oglądając ostatnie minuty meczu z tunelu przeżywał prawdziwą katorgę. Nie dość, że swoim zagraniem osłabił drużynę oglądając drugą żółtą kartkę, to chwilę później Polonia doprowadziła do wyrównania po strzale Mateusza Żytko, który wykorzystał jedenastkę podyktowaną za jego rzekomy faul na Blazeju Vascaku.
Kiedy w przedostatniej minucie doliczonego czasu gry z rzutu wolnego w mur trafił Mariusz Magiera, a po kornerze od bramki grę wznawiał Marcin Juszczyk, Pazdan powoli zaczął oddalać się w kierunku szatni. Chwilę później po zabójczej kontrze Górnika i zwycięskiej bramce Robera Jeża tę samą drogę w przeciwnym kierunku pokonał w kilka sekund, by móc na środku boiska odtańczyć z resztą zespołu taniec zwycięzców.
Pół godziny po końcowym gwizdku sędziego gracz zabrzańskiej drużyny w swoich ocenach był już nieco mniej rygorystyczny. - Nie widziałem jeszcze powtórek tej sytuacji, więc nie mogę jednoznacznie określić czy był karny czy nie. Z drugiej strony dużo jest takich sytuacji w polu karnym i gdyby po każdej był odgwizdywany rzut karny, to na pewno na jednym czy dwóch by się nie skończyło - przekonuje popularny "Paździoch".
Drugiej bramki dla Górnika z pewnością by nie było, gdyby w sytuacji bezpośrednio przed wcześniej wspomnianym rzutem wolnym Magiery za faul na Danielu Sikorskim z boiska nie wyleciał Hricko. Słowacki obrońca bytomian co do swojej winy nie miał jednak wątpliwości. - Muszę przyznać, że słusznie obejrzałem czerwoną kartkę, bo faulem zatrzymałem wychodzącego na czystą pozycję zawodnika Górnika. Sędzia nie mógł w tej sytuacji zachować się inaczej - przyznaje defensor Polonii.
Jego błąd był dla niebiesko-czerwonych tym dotkliwszy, że w ostatnich sekundach meczu jego stroną boiska, wykorzystując powstałą w bytomskiej defensywie lukę, z piłką popędził Tomasz Zahorski i dograł piłkę do Jeża, który nie mógł w tej sytuacji się pomylić i przypieczętował zwycięstwo zabrzańskiej drużyny. - Niestety tego jednego zawodnika po naszej stronie w tej akcji zabrakło. W końcówce postawiliśmy wszystko na jedną kartę i rzuciliśmy wszystkie siły do ataku. Nadzialiśmy się na kontrę, ale punkt zdobyty w tym meczu niczego nam nie dawał - bezradnie rozkłada ręce doświadczony Słowak.