W rundzie jesiennej Górnik w starciach z Legią i Polonią stracił cztery punkty. Najpierw długo w Warszawie prowadząc, przegrał po dwóch identycznych błędach w defensywie, zaś przy Roosevelta musiał podzielić się z bytomianami punktami, dając sobie wydrzeć z rąk dwa oczka.
Na wiosnę podopieczni Adama Nawałki jesienne straty sobie jednak odkuli. - W piłce suma szczęścia zawsze równa jest zeru. Nie wracamy do jesiennych meczów z Legią czy Polonią, ale zaraz po spotkaniu zaczynamy tworzyć atmosferę przed kolejnym meczem. Kierujemy się systemem "więcej pracy - więcej szczęścia" i to przynosi efekty - cieszy się szkoleniowiec beniaminka ekstraklasy.
Dwa ostatnie pojedynki Górnik rozstrzygnął w ostatnich sekundach gry. - W szatni horrorów nie oglądamy. Wyobrażaliśmy sobie inaczej te dwa mecze, bo w obu przypadkach w pierwszej połowie graliśmy całkiem nieźle i nic nie wskazywało na to, że po przerwie nasza gra się posypie. Na szczęście dzięki bramkom strzelanym w końcówkach udawało nam się nadrabiać straty, ale limit szczęścia się kiedyś skończy - przestrzega Adam Stachowiak, bramkarz zabrzańskiej drużyny.
Scenariusz obu horrorów w wykonaniu Trójkolorowych był bliźniaczo podobny. Drużyna gra nieźle, stwarza sytuacje, po czym traci bramkę i dopiero w ostatniej akcji odrabia straty, zdobywając w meczu z Legią cenny punkt i całą pulę w Bytomiu. - Naszą siłą jest w tej rundzie bardzo dobre przygotowanie fizyczne. Gramy do końca i kiedy rywal w końcówce opada z sił, my potrafimy z siebie wykrzesać rezerwy, które pozwalają nam rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść - wyjaśnia Adam Banaś, defensor Górnika.
W piątkowy wieczór przy Roosevelta zabrzanie zmierzą się ze Śląskiem Wrocław. Jesienią przy Oporowskiej zabrzanie zebrali solidne lanie, przegrywając aż 0:4. Na wiosnę dotąd taka porażka się beniaminkowi nie przydarzyła. - W naszej drużynie każdy walczy za każdego i udaje nam się odnosić dobre wyniki. Miejmy nadzieję, że uda nam się dobrą dyspozycję zachować do końca sezonu i powalczymy o miejsce w czołówce. Tabela jest spłaszczona i jeszcze wszystko może się zdarzyć - przekonuje kapitan drużyny 14-krotnych mistrzów Polski.
Bramki strzelane w końcówkach były swego czasu domeną Lecha Poznań prowadzonego przez Franciszka Smudę i Jacka Zielińskiego. Kolejorz dzięki walce do końca dwukrotnie kończył sezon na podium, z czego raz na jego najwyższym stopniu. - Nie szukamy analogii do Lecha. Nasze mecze trzymają w napięciu do końca, ale mecz ze Śląskiem wolelibyśmy rozstrzygnąć na naszą korzyść w regulaminowym czasie gry. Nerwowych końcówek ostatnio mieliśmy pod dostatkiem - uśmiecha się Aleksander Kwiek, rozgrywający górniczej drużyny.