Cały czas mamy w pamięci poprzednie sezony - rozmowa z Robertem Kasperczykiem, trenerem Podbeskidzia Bielsko-Biała

Podbeskidzie ma cztery oczka więcej niż Flota, ale nie gra ostatnio najlepiej. Dlatego trener Robert Kasperczyk nie chce dywagować o letnich zmianach kadrowych. Wciąż bowiem boi się powtórki z lat ubiegłych, gdy Górale tracili awans na samym finiszu.

Szymon Mierzyński: W trzech ostatnich spotkaniach Podbeskidzie zainkasowało zaledwie dwa punkty, a mimo to trudno powiedzieć, by czuło na plecach oddech grupy pościgowej.

Robert Kasperczyk: Podchodzę do tego tematu zupełnie inaczej. Rok temu ze swoim zespołem biłem się o utrzymanie i dobrze wiem jaki jest wtedy poziom determinacji. Te ekipy prowadzą batalię o przetrwanie i lepszą przyszłość. Właśnie dlatego porażka Floty z Kolejarzem nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem. Gdybym obstawiał ten mecz u bukmachera, to typowałbym właśnie zwycięstwo gości. Znam dobrze zespół ze Stróż i mam dużą orientację w jego możliwościach. Zdziwiły mnie komentarze większości mediów po tym spotkaniu. Nikt nie pochwalił Kolejarza, każdy deprecjonował jego sukces.

Czy Flota pana zdaniem będzie do końca walczyć o awans?

- Uważam, że po tym jednym nieudanym meczu nie można przekreślać całego dorobku świnoujścian. Jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie, by składać nam gratulacje. Do realizacji celu wciąż daleka droga. W najbliższym czasie zagramy wprawdzie dwa razy u siebie, ale za rywali będziemy mieć solidne Bogdankę i Sandecję. Z kolei później wyjedziemy do Kluczborka, a jak wiadomo MKS musi bić się o każdy punkt. Chciałbym, żeby Podbeskidzie było pewne awansu w momencie dopisania trzech punktów za walkower z GKP. Póki co jednak mamy tylko cztery oczka przewagi nad Flotą i niczego nie możemy być pewni.

Mimo wszystko powszechne są głosy, że ekipy ze Świnoujścia na awans po prostu nie stać. Czy w tym kontekście nie jest wam nieco łatwiej?

- To zbyt daleko idący wniosek. Runda wiosenna jest dla nas niezwykle trudna. Z tym się zresztą liczyłem, zwłaszcza w kontekście długiej rywalizacji w Pucharze Polski. W tym roku często graliśmy co trzy dni i to musiało wpłynąć na naszą dyspozycję. Pojawił się dołek, ale mam nadzieję, że remis z Wartą stanowi wyjście z niego. Po meczach z Dolcanem i Piastem, w Poznaniu zaprezentowaliśmy się na tyle korzystnie, że czuję się podbudowany. Moi zawodnicy byli zdeterminowani, pokazali dobry, otwarty futbol. Przy takiej postawie możemy jeszcze wygrać I ligę.

W latach ubiegłych Podbeskidzie kilka razy otarło się o ekstraklasę, ale przegrywało awans niemal w ostatniej chwili. Jak uniknąć takiego ciosu w obecnych rozgrywkach?

- W drużynie nadal jest kilku piłkarzy pamiętających tamte niepowodzenia. Myślę, że ich doświadczenie powinno nam pomóc i sprawić, że do przykrej powtórki nie dojdzie.

W poprzednich sezonach zdarzało się, że do ekstraklasy wchodziło więcej zespołów. Czy poziom także był wyższy?

- Różnica jest przede wszystkim taka, że w I lidze mieliśmy sporo markowych klubów. Wystarczy wspomnieć choćby Lechię Gdańsk, Arkę Gdynia, Zagłębie Lubin czy Koronę Kielce. Jeśli chodzi o poziom, to sądzę, że jest on związany z ruchami kadrowymi, które mają miejsce w ekstraklasie. Obecnie do Polski trafia mnóstwo obcokrajowców i przez to nasi rodacy spadają niżej, właśnie do I ligi. Ci gracze wcale nie są gorsi od swoich kolegów z innych krajów.

Czy coś jeszcze ma wpływ na poziom rywalizacji na zapleczu ekstraklasy?

- Jeśli chodzi o złe strony, to na pewno należy do nich defensywna gra preferowana przez sporo zespołów z dołu tabeli. Dla kibica jest to koszmar, bo dopóki rywal nie zostanie napoczęty, spotkanie wygląda czasem tragicznie. Tego zjawiska nie było ostatnio w Poznaniu, bo zarówno Warta, jak i Podbeskidzie chciały grać do przodu i dążyły do strzelania bramek.

Czy nie jest tak, że nadmiar obcokrajowców nie zdałby egzaminu w I lidze? W tych rozgrywkach liczy się przede wszystkim poziom zaangażowania. Tymczasem zawodnicy z innych krajów często nie mają ochoty "umierać" za klub, w którym grają krótko.

- Myślę, że tutaj czynnikiem decydującym jest mentalność danego piłkarza. Gdy znam kogoś dobrze i wiem, że będzie on przydatny, wtedy narodowość traci znaczenie. Jeśli natomiast ktoś jest, brzydko mówiąc, mendą i robi zamieszanie, bo np. jest niezadowolony z siedzenia na ławce, to należy z niego po prostu zrezygnować.

Skoro nacja nie ma wielkiego znaczenia, to w jaki sposób należy budować zespół do walki na zapleczu ekstraklasy?

- Do każdego gracza trzeba dotrzeć i umieć go zmotywować. Nie ulega wątpliwości, że trener musi być też dobrym psychologiem. Nie powinno się również podpisywać kontraktów z klauzulami umożliwiającymi zmianę pracodawcy w każdym okienku transferowym. W takiej sytuacji trudno spodziewać się, by zawodnik utożsamiał się z klubem. Jeśli natomiast wiadomo z góry, że trzeba będzie pograć gdzieś nieco dłużej, to z doświadczenia wiem, że piłkarze są gotowi dać z siebie więcej.

Wróćmy na koniec do Podbeskidzia. Jak dużych zmian kadrowych trzeba dokonać po ewentualnym awansie, by z powodzeniem rywalizować w ekstraklasie?

- Jeszcze nie czas, by odpowiadać na to pytanie. Mamy zbyt małą przewagę nad resztą stawki, a do rozegrania pozostało kilka spotkań. W tym momencie nie odważyłbym się dywagować na temat zmian w zespole, które mogłyby zajść po awansie. Cały czas mam w pamięci poprzednie sezony, w których Podbeskidzie traciło szansę na samym finiszu. Dlatego nie chcę zapeszać.

Komentarze (0)