Przeciwko Warcie zawodnicy Ruchu Radzionków rozegrali najlepsze tej wiosny spotkanie na pierwszoligowych boiskach. Naszpikowana zawodnikami z ekstraklasową przeszłością poznańska drużyna długimi fragmentami nie potrafiła wyjść z piłką z własnej połowy, a kiedy już gościła pod polem karnym Cidrów najczęściej skutecznie interweniowali obrońcy śląskiej drużyny.
W pierwszej połowie wracający do bramki Ruchu po ośmioletniej przerwie Marcin Suchański był właściwie bezrobotny. - Powrót do bramki Ruchu to dla mnie wielka podróż sentymentalna. Broniłem już w ostatnim meczu przeciwko Piastowi, kiedy musiałem w drugiej połowie zmienić Łukasza Skorupskiego [młody bramkarz doznał otwartego złamania palca prawej ręki - przyp. red.], ale dopiero przeciwko Warcie mogłem zagrać od początku. I wszystko to na stadionie, na którym stawiałem pierwsze kroki w zawodniczej karierze - uśmiecha się doświadczony golkiper.
Suchański przygodę z piłką zaczynał w Radzionkowie. Potem przez trzy sezony stacjonował w Górniku Zabrze, by na kolejnych osiem lat wrócić do Ruchu. Drużynę Cidrów opuścił w sezonie 2003/04 wzmacniając Polonię Bytom, a następnie przez GKS Tychy i Orła Babienice przed rundą wiosenną wrócił na Narutowicza. W pierwszych kolejkach musiał pogodzić się z rolą rezerwowego, bo świetnie spisywał się Łukasz Skorupski, ale kiedy młody bramkarz doznał kontuzji wskoczył do bramki i pokazał, że mimo upływu lat nie zapomniał jak się broni.
- Szkoda tylko, że nie udało mi się zachować czystego konta - kręci głową z niezadowoleniem 34-letni golkiper. - Warta oddała dwa strzały. Pierwszy udało mi się jeszcze obronić, ale w drugim piłka uciekła gdzieś pod nogą w krótki róg. Przegraliśmy mecz, którego przegrać nie mieliśmy prawa. Stworzyliśmy sobie mnóstwo sytuacji, których nie zdołaliśmy zamienić na bramkę i to się na nas w końcówce zemściło - przyznaje zawodnik śląskiej drużyny.
W końcówce spotkania świetną okazję na wyprowadzenie Warty na prowadzenie miał Piotr Reiss, który z kilku metrów świetnie przymierzył po strzale głową. Suchański popisał się jednak kapitalnym refleksem i sparował piłkę w bok. - Po tej sytuacji wiedziałem, że Warta przyciśnie i musimy jeszcze bardziej się skoncentrować. Cały czas motywowałem chłopaków, żeby nie dali się rozkojarzyć i kontynuować to, co graliśmy przez cały mecz. Niestety przydarzył nam się moment słabości i dostaliśmy cios na sam koniec meczu - bezradnie rozkłada ręce bramkarz Ruchu.
Przed meczem z Wartą niewielu upatrywało faworyta w zespole z Radzionkowa. Cidry po raz kolejny potwierdziły jednak, że potrafią grać jak równy z równym z najsilniejszymi zespołami zaplecza ekstraklasy. - Nie byliśmy faworytem tego spotkania i to pozwoliło nam podejść do meczu bez presji. Na boisku przeważaliśmy od początku i stwarzaliśmy sobie sytuacje, ale cóż… Z Wartą gra się tak jak z Wisłą. Jeżeli seryjnie marnuje się sytuacje, to mecz się przegrywa - puentuje gracz drużyny z Narutowicza.