Golkiper Cidrów wrócił do bramki Ruchu po ośmiu latach przerwy

Ruch Radzionków przez większą część spotkania z Wartą Poznań był stroną przeważającą. Drużyna z Wielkopolski dopiero w końcówce zdołała dwa razy zmusić do interwencji strzegącego radzionkowskiej bramki Marcina Suchańskiego.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Przeciwko Warcie zawodnicy Ruchu Radzionków rozegrali najlepsze tej wiosny spotkanie na pierwszoligowych boiskach. Naszpikowana zawodnikami z ekstraklasową przeszłością poznańska drużyna długimi fragmentami nie potrafiła wyjść z piłką z własnej połowy, a kiedy już gościła pod polem karnym Cidrów najczęściej skutecznie interweniowali obrońcy śląskiej drużyny.

W pierwszej połowie wracający do bramki Ruchu po ośmioletniej przerwie Marcin Suchański był właściwie bezrobotny. - Powrót do bramki Ruchu to dla mnie wielka podróż sentymentalna. Broniłem już w ostatnim meczu przeciwko Piastowi, kiedy musiałem w drugiej połowie zmienić Łukasza Skorupskiego [młody bramkarz doznał otwartego złamania palca prawej ręki - przyp. red.], ale dopiero przeciwko Warcie mogłem zagrać od początku. I wszystko to na stadionie, na którym stawiałem pierwsze kroki w zawodniczej karierze - uśmiecha się doświadczony golkiper.

Suchański przygodę z piłką zaczynał w Radzionkowie. Potem przez trzy sezony stacjonował w Górniku Zabrze, by na kolejnych osiem lat wrócić do Ruchu. Drużynę Cidrów opuścił w sezonie 2003/04 wzmacniając Polonię Bytom, a następnie przez GKS Tychy i Orła Babienice przed rundą wiosenną wrócił na Narutowicza. W pierwszych kolejkach musiał pogodzić się z rolą rezerwowego, bo świetnie spisywał się Łukasz Skorupski, ale kiedy młody bramkarz doznał kontuzji wskoczył do bramki i pokazał, że mimo upływu lat nie zapomniał jak się broni.

- Szkoda tylko, że nie udało mi się zachować czystego konta - kręci głową z niezadowoleniem 34-letni golkiper. - Warta oddała dwa strzały. Pierwszy udało mi się jeszcze obronić, ale w drugim piłka uciekła gdzieś pod nogą w krótki róg. Przegraliśmy mecz, którego przegrać nie mieliśmy prawa. Stworzyliśmy sobie mnóstwo sytuacji, których nie zdołaliśmy zamienić na bramkę i to się na nas w końcówce zemściło - przyznaje zawodnik śląskiej drużyny.

W końcówce spotkania świetną okazję na wyprowadzenie Warty na prowadzenie miał Piotr Reiss, który z kilku metrów świetnie przymierzył po strzale głową. Suchański popisał się jednak kapitalnym refleksem i sparował piłkę w bok. - Po tej sytuacji wiedziałem, że Warta przyciśnie i musimy jeszcze bardziej się skoncentrować. Cały czas motywowałem chłopaków, żeby nie dali się rozkojarzyć i kontynuować to, co graliśmy przez cały mecz. Niestety przydarzył nam się moment słabości i dostaliśmy cios na sam koniec meczu - bezradnie rozkłada ręce bramkarz Ruchu.

Przed meczem z Wartą niewielu upatrywało faworyta w zespole z Radzionkowa. Cidry po raz kolejny potwierdziły jednak, że potrafią grać jak równy z równym z najsilniejszymi zespołami zaplecza ekstraklasy. - Nie byliśmy faworytem tego spotkania i to pozwoliło nam podejść do meczu bez presji. Na boisku przeważaliśmy od początku i stwarzaliśmy sobie sytuacje, ale cóż… Z Wartą gra się tak jak z Wisłą. Jeżeli seryjnie marnuje się sytuacje, to mecz się przegrywa - puentuje gracz drużyny z Narutowicza.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×