Transfer reprezentanta Słowacji uratował budżet Górnika

Stygną powoli nastroje przy Roosevelta po transferze Roberta Jeża. Z odejściem reprezentanta Słowacji długo pogodzić nie mogli się fani Górnika. - Sprzedaż Jeża była jedyną szansą na to, byśmy do sezonu nie startowali z ujemnymi punktami - przekonuje Tomasz Młynarczyk, prezes zabrzańskiego klubu.

Po udanym dla siebie sezonie Górnik w końcowym rozrachunku zajął szóste miejsce. Zabrzanie dzięki temu zarobili blisko sześć milionów za wpływy z tytułu praw telewizyjnych, jednak było to jedynie kroplą w morzu potrzeb. Nie ulegało wątpliwości, że aby klub zachował płynność finansową, nie obędzie się bez letnich osłabień.

Z odejściem kluczowych graczy liczył się zarówno sztab szkoleniowy, jak i kibice drużyny z Roosevelta. Nikt jednak nie dopuszczał do siebie myśli, że z Zabrza może odejść Robert Jeż. Słowacki pomocnik był w rundzie wiosennej głównym motorem napędowym Górnika. Sam strzelił pięć bramek, dokładając przy tym kilka asyst. Jego dogrania pomagały w promowaniu innych graczy beniaminka ekstraklasy.

Im większe fani Trójkolorowych wiązali ze Słowakiem nadzieje, tym większe było ich rozczarowanie po odejściu gracza do Polonii Warszawa. - Transfer Jeża był naszym jedynym ratunkiem. Żaden inny zawodnik nie wzbudzał zainteresowania ze strony innych klubów. Sikorskiego sprzedaliśmy Polonii "na doczepkę". Tak naprawdę nikt w Warszawie nie był nim specjalnie zainteresowany - mówi portalowi SportoweFakty.pl Tomasz Młynarczyk, prezes Górnika.

Uszczuplenie kadry zawodniczej było o tyle priorytetowe, że w sierpniu klub przejdzie kontrolę finansową. - Mogło dojść do tego, że za dwa miesiące mielibyśmy w kadrze Jeża, ale za to przystępowalibyśmy do sezonu z dziesięcioma punktami na minusie. Do tego nie mogliśmy dopuścić - przekonuje szef śląskiego klubu.

Środowisko bliskie klubowi było niechętne sprzedaży byłego kapitana MSK Żylina. - Długo musiałem przekonywać prezydenta miasta, że ten ruch jest koniecznością. Sam miałem tego świadomość, a jednak dokumenty podpisywałem z bólem serca. Po prostu żaden z zawodników naszej kadry oprócz Jeża nie wzbudzał zainteresowania innych klubów. Dzisiaj mamy na liście transferowej dwunastu zawodników, a do klubu nie wpłynęło dotąd nawet zapytanie o któregoś z nich - dodaje Młynarczyk.

Sytuacja finansowa Górnika jest dziś daleka od ideału. Według naszych informacji klub w dalszym ciągu nie otrzymał obiecanej z zabrzańskiego magistratu kwoty 3 mln złotych. Na bieżącą działalność zabrzanie musieli zaciągnąć kredyt w jednej ze spółek miejskich, który własnym majątkiem żyrował prezes klubu. Do Zabrza wciąż nie wpłynęła także wcześniej wspomniana transza z Canal Plus. Znaczna część tej kwoty pójdzie i tak na spłatę zadłużenia.

- W ostatnich dniach zrealizowaliśmy przelewy i na konta zawodników wpłynęły należności za luty i marzec. Wciąż mamy do wyrównania trzy miesiące, które byśmy spłacili, ale ciąży nad nami karb porozumień podpisywanych z zawodnikami z tytułu pensji za końcówkę roku 2010. To jest dla nas priorytetem - wskazuje szef klubu z Roosevelta.

W Zabrzu wciąż trwają rozmowy z potencjalnym inwestorem, który byłby gotów zainwestować w Górnika. Rozmowy w tej sprawie prowadzi prezydent Małgorzata Mańka-Szulik, jako głowa większościowego udziałowca śląskiego klubu. Choć nadzieje na finalizację rozmów w magistracie są duże, nieco bardziej stonowane nastroje panują w klubie. - Znam tego człowieka. Byłoby świetnie, gdyby zdecydował się zainwestować w nasz klub, ale jeśli mam być szczery - wątpię, że tak się stanie - kręci z niedowierzaniem głową jeden z działaczy górniczego klubu.

Komentarze (0)