Spowiedź Janusza Gancarczyka - o Zagłębiu, Śląsku, Polonii i przyszłości

Janusz Gancarczyk w przeszłości występował między innymi w Śląsku Wrocław. Teraz ten pomocnik trafił do KGHM Zagłębia Lubin. Piłkarz nie ukrywa swojej sympatii do WKS-u, ale teraz liczy się dla niego tylko drużyna Miedziowych.

Janusz Gancarczyk ku zaskoczeniu na pewno wielu kibiców na Dolnym Śląsku trafił do KGHM Zagłębia Lubin. Dlaczego ku zaskoczeniu? Bo choć piłkarz grał ostatnio w Polonii Warszawa to kojarzony jest głównie ze Śląskiem Wrocław, a jak wiadomo fani z Wrocławia i Lubina lekko mówiąc za sobą nie przepadają.

- Jestem tam gdzie mnie chcą, a nie tam, gdzie sentyment. Nie miałem za bardzo propozycji. Najkonkretniejsza była z Zagłębia i ją wybrałem. Trener mnie chciał także to jest najważniejsze. To nie było tak, że od razu podjąłem taką decyzję. Czekałem na propozycje, a tych nie było. Wybrałem Zagłębie - mówi zawodnik.

Piłkarz wpadł z deszczu pod rynnę, bo naraził się teraz na krytykę i kibiców Śląska, i Miedziowych. Jak jednak mówi sam Gancarczyk ci zagorzali fani WKS-u rozumieją jego sytuację. - Pochodzę z Oławy, gdzie jest fan club Śląska. Mam kolegów kibiców Śląska, sam mogę powiedzieć, że też jestem kibicem Śląska. Od kolegów z Oławy słyszałem same pozytywy. Cieszyli się, że będę grał ekstraklasie. Nie spotkałem się z jakimś wrogim nastawieniem - wyjaśnia zawodnik. Także kibice Zagłębia nie powinni mieć pretensji do piłkarza. Sam podkreśla on, że herbu drużyny z Lubina nie zamierza całować, a na boisku da z siebie wszystko, bo to jest jego zawód. - Ci co mają wiedzieć dlaczego przeszedłem do Zagłębia to wiedzą, bo z nimi rozmawiałem. To jest mój zawód i przyszedłem się rozwijać. To nie jest mój koniec, chcę dalej grać w ekstraklasie. To jest najważniejsze. Oferta z Zagłębia była też najkonkretniejsza. Gram teraz dla Zagłębia i będę chciał prezentować się jak najlepiej - zaznacza skrzydłowy.

Pochodzący z Oławy zawodnik szczerze nie ukrywa, że jeżeli będzie miał możliwość to pojawi się na trybunach na Oporowskiej. Uwarunkowane będzie to jednak od meczów Zagłębia. Przed rozpoczęciem sezonu jego menadżer sondował możliwość powrotu Gancarczyka do WKS-u, lecz aktualni wicemistrzowie Polski nie wyrazili zainteresowania.

Janusza Gancarczyka w Zagłębiu chciał szkoleniowiec lubinian, Jan Urban. - Trener widzi chyba we mnie jakiś potencjał. Chyba też rozmawiał z trenerami innych klubów o mnie. Mam 27 lat więc trzyletni kontrakt jest chyba w miarę normalny - wyjaśnia piłkarz. W Zagłębiu Gancarczyk łatwo nie będzie miał nie tylko z kibicami, ale i z miejscem w pierwszym składzie. W drużynie Miedziowych jest bowiem co najmniej czterech nominalnych skrzydłowych. - Są dobrzy zawodnicy na tych pozycjach, ale trzeba walczyć. Za nic się nie dostanie miejsca w składzie. Jak będzie zdrowie to i forma przyjdzie - komentuje "Sesu", który sam podkreśla, że nie jest jeszcze optymalnie przygotowany do sezonu, bo w Polonii nie miał możliwości grania w sparingach, a teraz późno dołączył do Miedziowych.

Janusz Gancarczyk ze Śląska odchodził do Polonii, która miała walczyć o wysokie lokaty. Okazało się jednak, że to wrocławianie skończyli zdecydowanie wyżej w tabeli. - Nikt nie przewidywał, że tak się potoczy to wszystko. Przyszedłem do Polonii z myślą, że jest dobry trener Bakero. Na początku wszystko układało się po mojej myśli, jednak wiadomo jaka stała się Polonia, gdzie trenerzy zmieniali się jak rękawiczki. Nie u każdego miałem miejsce. Na pewno nabrałem trochę doświadczenia, bo siadłem na ławce i to mnie trochę nauczyło, że nie zawszę będę grał w pierwszym składzie tak jak to bywało w Śląsku, gdzie zazwyczaj grywałem w podstawowej jedenastce. Trochę się nauczyłem, ale nie rozegrałem zbyt dużej ilości meczów - to jest jeden minus - wyjaśnia. - Myślę, że moje relacje z prezesem Wojciechowski nie były najgorsze. U trenera Bakero w większości grałem, u Pawła Janasa też na początku grałem, później różnie bywało. U Theo Bossa też to było różnie. Wchodziłem z ławki, grałem w pierwszym składzie - tak na zmianę. Później chwilę był trener Stokowiec to zagrałem z 20 minut. Ostatnio trener Zieliński dał mi tak naprawdę tylko 30 minut w jednym meczu. W innych grałem tylko ogony. Nie wiem czym to było spowodowane, bo ja się czułem bardzo dobrze - dodaje.

Gancarczyk zdawał sobie sprawę, że latem musi sobie szukać innego klubu, bo w przeciwnym wypadku trafi do "Klubu Kokosa" i będzie biegał po schodach. Tego nie zdążył jednak doświadczyć, bowiem rozwiązał kontrakt w ostatnim możliwym terminie. Inny los czeka już natomiast Ebiego Smolarka. Atmosfera w szatni Polonii miała być jednak fajna - tak mówi piłkarz. Problemy zaczynały się wtedy, kiedy Józef Wojciechowski zaczynał szukać winnych porażki. Nowy pomocnik Zagłębia, że nie będzie jednak specjalnie mobilizował na potyczkę z Czarnymi Koszulami. - Jak się za bardzo chce to wtedy może nie wyjść. Będę chciał normalnie podejść do tego meczu - zaznacza.

W czwartek piłkarze Śląska Wrocław w eliminacjach do Ligi Europejskiej zmierzą się ze szkockim Dundee United. - Myślę, że Śląsk Wrocław jest w stanie przejść ten zespół. Kiedyś graliśmy sparingi ze Szkotami i wygraliśmy. Nie byli to jacyś ludzie nie do pokonania. Mam nadzieję, że Śląsk ich przejdzie. Tak samo mogłem z Polonią awansować do pucharów. Akurat Śląskowi się udało i im tego gratuluję. Fajnie zagrać w europejskich pucharach. Mi się to nie udało. Mam nadzieję, że z innym klubem, z Zagłębiem coś się uda osiągnąć - kończy piłkarz.

Komentarze (0)