Michał Gałęzewski: Co sądzisz o waszych przygotowaniach do sezonu? Różniły się czymś od poprzednich?
Krzysztof Bąk: Myślę, że nie. Jeśli chodzi o przygotowania wydolnościowo-fizyczne, to były jakieś nowinki, ale wszystko było podobne. Sprawdzało się to wcześniej, dawało wymierne efekty.
Wspominacie jeszcze końcówkę ubiegłego sezonu, w której zaprzepaściliście cały trud?
- Jest nowy sezon, nowe nadzieje. Było - minęło, trzeba było wyciągnąć wnioski, ale nie można już dłużej płakać nad rozlanym mlekiem, bo nie jesteśmy w stanie nic zrobić.
Kilka zespołów ekstraklasy mocno się wzmocniło, natomiast w Lechii nie ma wzmocnień zawodnikami znanymi wśród polskich kibiców. Czujesz, że jesteście silniejsi niż przed rokiem?
- Wartość naszych nowych zawodników ocenić będzie można po sezonie. Fred Benson, który doszedł do nas ostatnio, to nazwisko anonimowe w Polsce, ale za rok może będzie można go wymieniać obok Abdou Razacka Traore jako gwiazdę ligi. Mamy młody, zgrany zespół i potrzebowaliśmy tylko delikatnych uzupełnień, które trener dobrał i wkomponował w drużynę. Diametralnych zmian nie wprowadzaliśmy, bo drużynie to raczej nie pomaga, a nieraz wręcz szkodzi.
Zgodzisz się z tym, że czas działa na waszą korzyść, gdyż w zespole jest wielu obcokrajowców, którzy po roku gry w Polsce będą mieli mniejsze problemy z komunikacją?
- Tak, aczkolwiek język piłki nożnej jest uniwersalny. Ciężko czasem dogadać się między sobą podczas meczu, bo na niektórych stadionach stojąc dwa metry od siebie i tak jeden drugiego nie słyszy. Polega to więc na wzrokowym kontakcie, a nie na rozmowie. Cała drużyna bez problemu dogaduje się aktualnie po angielsku, a większość chłopaków z zagranicy włada podstawowymi zwrotami po polsku. Nie ma z tym problemu.
Przez problemy ze stadionem zaczynacie sezon dwoma wyjazdami. Będzie to dla was jakiś kłopot?
- I tak mieliśmy zacząć sezon jednym meczem u siebie i jednym na wyjeździe. Na dobrą sprawę zmienił się tylko pierwszy mecz z Polonią. Stadion przy Konwiktorskiej nam jednak leży, więc miejmy nadzieję, że nadal będziemy się utwierdzać w przekonaniu, że jest to dla nas dobry obiekt. Jesteśmy przygotowani dobrze do sezonu, więc nie mamy się czego obawiać. Jak zrobimy dobre wyniki na pierwszych wyjazdach, to z optymizmem będziemy mogli patrzeć na trzeci mecz, który rozegramy już na nowym stadionie.
Polonia się wzmocniła. Odszedł Mierzejewski, ale doszli inni piłkarze. Nie obawiasz się tej inauguracji i tego, że nowi zawodnicy warszawskiego klubu będą chcieli się pokazać?
- Graliśmy sparing z Polonią i było 0:0, a nie ma co ukrywać, że patrząc na sytuacje, to my byliśmy lepszym zespołem. Wiadomo jednak, że mecz ligowy a sparing to dwie inne bajki. Przetarcie z Polonią jednak było i nie wypadliśmy gorzej. Nie ma się czego obawiać. W poprzednim sezonie z potentatami ligi walczyliśmy jak równy z równym, często wygrywaliśmy te mecze.
Było też widać, że lepiej wam się grało z zespołami grającymi otwartą piłkę...
- Zgodzę się z tym. Jak zespół gra ofensywnie i nie muruje bramki, to gra się lepiej. Nie jesteśmy jeszcze Hiszpanami, żeby robić z piłką co chcemy i kiedy chcemy.
Nie przyszło do was zbyt wielu nowych zawodników, jednak napiera młodzież. Są Janicki, Popielarz czy Kacprzycki. Czy ze względu na to, starsi zawodnicy nie będą musieli bardziej obawiać się miejsca w składzie?
- Po to są w drużynie, żeby walczyć o miejsce w składzie. Każdy, kto jest w pierwszej drużynie, musi liczyć na to, że to on będzie grał. Rafał Janicki i Kuba Popielarz są już dosyć długo z nami. Trenują, grali już w lidze, mieli swoje debiuty. Przyszło też trzech chłopaków z drugiej drużyny, którzy dobrze się wdrożyli w zespół. Zaadaptowali się, nie mając z tym większych problemów. My będziemy grać tyle ile nam zdrowie pozwoli, a na nasze miejsce przyjdą kolejni. To jest naturalna rzecz. Na razie oni zasuwają na treningach, a kto będzie grał? Zobaczymy w sezonie.